Freya
Po powrocie do domu w sobotę po
południu, kiedy to mama Ashtona nas wyrzuciła, a sama pojechała z nim do
szpitala, wróciłam z Niną do niej, żeby zabrać swoje rzeczy. W domu czekał na
nią wściekły Zayn, który od razu zaczął krzyczeć i wyzywać ją od puszczalskich,
na co dziewczyna zareagowała bardzo spokojnie, bo zwyczajnie olała sprawę i
pociągnęła mnie do swojego pokoju.
-Jak się bawiłaś, Freyo? –
zapytała opadając plecami na swoje łóżko i głośno wzdychając.
-Pamiętam tylko, jak piłam ze
Scottem i Alexą, a potem pustka – wyznałam zgodnie z prawdą. – Potem Scott
chyba gdzieś poszedł.
-Może musiał pójść do toalety –
zasugerowała cichutko, a mnie właśnie przypomniało się, że musiałam zadać jej
naprawdę ważne pytanie, na które jeszcze nie udzieliła mi konkretnej
odpowiedzi. Musiałam się dowiedzieć, bo ciekawość (i wyrzuty sumienia) zżerały
mnie od środka.
-Nino, co zrobiliście Liamowi? –
Brunetka nagle podniosła się i ze spokojem mi się przyglądała przez chwilę, aż
wreszcie się ładnie się uśmiechnęła.
-Karma to suka, Freyo, a ja jej
tylko pomogłam dosięgnąć tego palanta.
-Odpowiedz mi, proszę.
-Beth z nim zerwała.
-Dlaczego?! – zawołałam
przerażona. Liam z Elizabeth spotykali się od dwóch lat i byli naprawdę
szczęśliwi.
-Bo poszłam z nim na piętro i
chciał mi się dobrać do majtek – wyznała bez wstydu, jakby to była zwykła
rutynowa rzecz, jakiej doświadcza codziennie. Jakby na każdej imprezie ktoś
chciałby ją wykorzystać.
-On by tego nie zrobił Beth –
powiedziałam kręcąc głową na boki.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić,
że Liam mógłby dopuścić się takiej zdrady. Rozumiem, że Nina jest piękną
dziewczyną i stanęła na celowniku prawie każdego faceta w mieście, bo przecież
była nową i tajemniczą nastolatką, która wydaje się wiedzieć wszystko o życiu,
ale Dunbar miał już wiele adoratorek, które sam odprawiał z kwitkiem. Nie
potrafię pojąć, dlaczego przestał nad sobą panować właśnie przed Niną. Mógłby
zdradzić moją przyjaciółkę z Stephanie, albo Rose lub dajmy na to Rowan, jak
twierdził Ashton, ale nie zrobił tego, bo kochał Elizabeth i byłam tego pewna
zupełnie jak tego, że moja mama jest najbardziej psychiczną kobietą na Tybee
Island.
-Skąd ta pewność? –
Siedemnastolatka zaplotła swoje dłonie i oparła je na kolanach, przyglądając mi
się spod zmarszczonych brwi. – Myślisz, że to wszystko ukartowałam z Ashtonem?
– Lekko zdenerwowana wstała i podeszła bliżej mnie. Teraz przypominała koalę,
albo kangura, które z pozoru są słodkie, a w rzeczywistości to jedne z
najniebezpieczniejszych zwierząt, które mogą nawet zabić.
Niepewnie pokiwałam pionowo
głową, przełykając przy tym głośno ślinę. Bałam się w tej chwili, a serce
łomotało mi tak głośno, że bałam się, że Nina może to usłyszeć.
-Zrobiłam to tylko dla ciebie.
Możesz nawet zapytać Ashtona, bo próbował mi to wybić z głowy, ale uparłam się,
bo… Freya, to naprawdę żałosny widok patrzeć, jak ten dupek cię traktuje, a
twoje przyjaciółeczki tylko na to patrzą.
-Dlaczego taka dziewczyna, jak ty
miałaby pomagać mi?
-Bo kiedyś byłam taka sama –
wyznała, po czym spuściła głowę i podeszła do okna. Stała do mnie bokiem, ze
skrzyżowanymi pod piersiami rękami i wyglądała przez szybę, jakby na kogoś
czekając. Wyglądała jak Julia, która wygląda za Romeem. – Miałam przyjaciółkę,
która mnie wykiwała. Była jedyną osobą, której prawdziwie ufałam, nawet Zayn
nie wiedział o wielu rzeczach, które dzieją się w moim życiu… - Z żałosnym
uśmiechem pokiwała głową na boki, jakby chciała wybić sobie ten obraz z głowy.
– Zdradziła mnie i rozpowiedziała wszystko. Byłam pośmiewiskiem, ale był też
ktoś wyjątkowy. – Teraz kąciki jej ust się uniosły ku górze. – Był jedyną
osobą, która mnie wtedy nie osądzała jak reszta. Nie śmiał się ze mnie, tylko
wspierał. Mówił, że będzie dobrze i że jakoś się ułoży, bo jest obok, ale
kłamał. Przerżnął ją w damskiej toalecie, dlatego urwałam z nim kontakt.
Przekonałam Zayna, że musimy wyjechać i uciekliśmy.
-Co się stało później? –
zapytałam, a brunetka gwałtownie się odwróciła w moją stronę. Mimo odległości,
jaka nas teraz dzieliła mogłam dostrzec jak świecą jej się oczy. Wyglądała,
jakby tamowała łzy.
-Pojechaliśmy do Miami i
zaczęliśmy nowe życie.
-Tak po prostu zapomniałaś o tym
chłopaku? – zdziwiłam się.
-Oczywiście, że nie –
zaprzeczyła, a potem podeszła do łóżka, przed którym przykucnęła i wyjęła
pudło. Uniosła wieko i wyjęła jakiś pakunek. Wstała i rzuciła do mnie stosik
idealnie związanych listów. – Nadal do siebie pisujemy.
-Czy maile nie byłyby
wygodniejsze? – W odpowiedzi dostałam chichot.
-Jestem trochę staromodna. Wolę
pisać odręcznie – zawstydzona założyła pasmo włosów za lewe ucho, po czym
podeszła do szafy i wyjęła jakieś ubrania.
-Sama nie wiem, po prostu nie
chcę, żebyś mnie miała za bezlitosną sukę.
-Nie mam cię za taką –
zaprzeczyłam od razu, na co Nina smutno się uśmiechnęła. – Byłaś dla mnie miła,
mimo, że najpierw poznałaś Luke’ a i Ashtona, którzy pewnie naopowiadali ci na
mój temat różnych rzeczy.
-Ashton cię lubi. – Uniosłam brwi
ze zdziwienia. – Mówię poważnie, Freya – dodała z bardziej przekonującym
uśmiechem. – On po prostu tak, jak każdy człowiek w naszym wieku ma problemy.
-Skąd wiesz?
-Każdy ma problemy. – Wzruszyła
barkami w powietrze, a potem powiedziała, że idzie wziąć prysznic.
Usiadłam po turecku na dużym
parapecie i ostrożnie rozwiązałam wstążkę. Zabrałam pierwszy z listów i
przeczytałam napis na kopercie, który był zaadresowany do Niny, jednak pod
jakimś adresem w Paryżu.
Ciekawe ile razy już zmieniała
miejsce zamieszkania…
Ze środka wyjęłam białą kartkę pokrytą
niebieskim schludnym pismem.
2.09.2015r. Chicago
Droga Nino,
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego listu i jest mi z tego powodu
wstyd, ponieważ obiecałem pisać, co najmniej dwa razy w miesiącu. Mam nadzieję,
że mi to wybaczysz.
Wiele się zmieniło od mojej poprzedniej korespondencji. Coraz bardziej
zaczynam odczuwać brak ciebie w moim życiu, które daje mi ostro po twarzy. Moi
rodzice znowu się kłócą, a główną tego przyczyną jestem ja, bo znowu opuściłem
się w nauce i zawaliłem egzaminy poprawkowe. Poza tym ostatnio przyłapałem
mojego ojca na zdradzie z Puszczalską Giny. Miałaś rację, że ta wywłoka
namiesza w moim życiu, ale bez obaw wczoraj ojciec ją wylał za niedopatrzenie w
bazie danych, które zawaliło całe zlecenie. Był wściekły, a ja byłem dumny ze
swojego talentu hakerskiego (on do wszystkiego ma to samo hasło, więc
przynajmniej udawaj, że jestem genialnym włamywaczem).
Nie powiedziałem niczego mamie, bo nie chcę mieć rozbitej rodziny. Wiem,
że pewnie uważasz to za niewłaściwe, ale musisz mnie zrozumieć, gdybyś ty mogła
cofnąć czas i zapobiec temu, co się stało… jestem pewny, że byś do tego nie
dopuściła. Dlatego jestem przekonany, że mnie zrozumiesz i wybaczysz to „męskie
wsparcie” mojego pieprzonego ojca.
Tęsknię za tobą każdego dnia coraz bardziej, Nino. Chciałbym, żebyś
wróciła, ale wiem, że to się nigdy nie wydarzy. Straciłem cię i już nie
odzyskam. Sam sobie zasłużyłem. Zraniłem cię i mam tego świadomość. Zachowałem
się jak pierwszorzędny gnój, albo kutas roku, no, bo jak wytłumaczyć, że
jednego dnia całujesz dziewczynę swoich marzeń, a dzień później ulegasz jej
zdzirowatej przyjaciółce i pieprzysz ją w toalecie? Nie ma dla mnie
usprawiedliwienia i wiem, że mnie za to nienawidzisz, ale zawsze kochałem i
będę cię kochał nawet, jeśli ty oczekujesz ode mnie tyko przyjaźni. Nic na to
nie poradzę, ale cię kocham, Nino.
Muszę ci się jeszcze czymś pochwalić i wiem, że będziesz mi zazdrościć,
ale będziesz również ze mnie niezwykle dumna. Potrafię wytrzymać już pięć minut
w naszej grze. To niesamowite, że przez tak zwykłą czynność człowiek może
poczuć się lepiej. Wystarczy zagrać, a wszystkie smutki znikają, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wczoraj zagrałem, bo pokłóciłem się z
mamą, a potem, kiedy zawołała mnie na kolację wszystko było lepsze. Miałem w
nosie fakt, że nazwała mnie wpadką i życiowym nieudacznikiem.
Czy to nie jest ironia, że kobieta, która niczego w życiu nie osiągnęła
nazywa mnie nieudacznikiem? Ja przynajmniej się staram i nie rozkładam nóg
przed pierwszym lepszym kolesiem, który ma grube miliony na koncie. Moja matka
to dziwka i wiesz o tym doskonale, prawda? Nadal jest mi wstyd, że nazwała cię
zdzirą i będę cię za to przepraszał chyba do mojej usranej śmierci.
Na koniec chcę cię poprosić (wiem, że to graniczy z cudem, ale może
jednak zmienisz zdanie), żebyś poszła ze mną na bal z okazji ukończenia szkoły.
Wiem, że to dopiero za kilka miesięcy, a w tym czasie może stać się wiele
rzeczy. Asteroida może uderzyć w Ziemię, mogę wpaść pod samochód, albo ty
możesz popełnić samobójstwo, bo ktoś naprawdę bardzo mocno i dogłębnie cię
skrzywdzi lub zawiedzie, ale musisz mi obiecać, że się pojawisz. Chcę się
należycie z tobą pożegnać. Chcę sprawić, żeby nasze ostatnie spotkanie nie było
takim, jak poprzednie. Pragnę, żebyś wyjechała, ale powodem nie była złość na
moją osobę. Błagam, musisz mi obiecać, że się pojawisz.
Mike
Przez chwilę jeszcze wertowałam
wzrokiem akapit, w którym chłopak Niny opisywał tą tajemniczą grę, aż w
ostateczności poskładałam kartkę i włożyłam z powrotem do koperty. Na nowo
związałam czerwonym sznureczkiem stosik białych kopert i odłożyłam na bok. W
tym samym momencie z łazienki wyszła Nina. Dziewczyna była ubrana w czarne
spodenki z dresu i bluzkę z logo jakiegoś rockowego zespołu. Mokre i poskręcane
fale opadały jej na ramiona i piersi mocząc materiał koszulki. Na twarzy
mulatki nie było ani grama makijażu i z zazdrością musiałam przyznać, że ta
siedemnastolatka jest naturalnie piękna, czego nie mogłam powiedzieć o sobie.
-Jeśli chcesz możesz wziąć
prysznic – powiedziała wskazując na drzwi od łazienki.
-Pójdę już do domu. – Wstałam i
oddałam jej listy, po czym zabrałam swoją torbę i zbiegłam po schodach. Pech
chciał, że oczywiście musiałam się potknąć i śmignąć w dół. Co dziwne nie
poczułam bólu w wyniku zderzenia się z podłogą, ale to zapewne dlatego, że ktoś
mnie złapał.
-Woah, chyba na mnie lecisz –
zaśmiał się mój bohater, a po głosie rozpoznałam, że to Calum. Nawet nie
podniosłam swojej głowy, bo policzki już zaczęły mnie piec od wstydu. Już
wolałabym grzmotnąć z hukiem na podłogę, niż ośmieszać się przed kuzynem Niny. –
Musisz uważać, bo te schody są krzywe, a nam nie chce się ich naprawiać – mówił
dalej trzymając mnie w objęciach. – Zayn pewnie przejmie się dopiero, kiedy coś
się stanie Niuni.
-Calum! – Dobiegł nas głos,
którego nie potrafiłam zidentyfikować, a kilka sekund później pojawiła się przy
nas jakaś ładna blondynka. – Co ty z nią robisz? – mruknęła wściekła i dopiero
teraz Hood mnie puścił.
Teraz mogłam przyjrzeć się
jeszcze lepiej tej dziewczynie. Mogła mieć z dziewiętnaście, góra dwadzieścia
lat, a była wysoką i szczupłą blondynką o błękitnych oczach (podobnych do tych
od Luke’ a). Włosy miała spięte w luźnego koka i była ubrana w filetowy t-shirt
oraz czarne rurki.
-Śliczna, nie musisz być
zazdrosna. – Mulat szybko cmoknął ją w usta. – Gdzie się wybierasz?
-Do pracy. Też byś mógł coś
znaleźć – odpowiedziała wrednie, na co Calum wywrócił oczami.
-Więc zacznij mi płacić za
zaspokajanie cię – buchnął śmiechem, a blondynka poczerwieniała ze złości.
Odwróciła się i chciała odejść, ale dziewiętnastolatek klepnął ją w tyłek. –
Podwiozę cię, jeśli chcesz.
-Wypchaj się, dobra? – wycedziła
przez zaciśnięte zęby i wyszła trzaskając drzwiami.
-Przepraszam cię za nią – wyznał
odwracając się do mnie z uśmiechem. – Wczoraj nie byłem na nią napalony i teraz
ma chcicę. – Wzruszył barkami. – Tak czy inaczej, może cię odwiozę, bo idziesz
do domu, prawda?
-Nie rób sobie kłopotu…
-To nie kłopot, poza tym wstąpię
do sklepu po czekoladę, bo samemu nie chce mi się jechać.
-Poproś Ninę – zasugerowałam
cichutko, na co Calum wyraźnie posmutniał i zaczął kiwać głową na boki.
-Jest na mnie wściekła, więc wolę
się nie podkładać – oznajmił ze spuszczoną głową. – Pojedź ze mną do sklepu, a
ja kupię ci za to czekoladę.
-Powinnam wracać do domu…
-Freya, nie daj się prosić i się
zgódź, bo inaczej będę musiał cię uprowadzić. – Wywróciłam oczami, ale w
ostateczności się zgodziłam, dlatego po kilku minutach siedziałam już na
motorze i mocno obejmowałam Hooda w pasie, żeby nie spaść.
Chłopak jechał bardzo szybko i z
każdym gwałtownym skrętem mocniej przyciskałam policzek do jego pleców.
Modliłam się, żeby to wszystko już się skończyło. Chciałam zejść z tej
przeklętej maszyny i pójść do domu, ale przecież jeszcze musieliśmy jechać do
tego głupiego sklepu.
-Jesteśmy, możesz mnie już
puścić. Noo, chyba, że nie chcesz, wtedy zrozumiem – rzucił z rozbawieniem,
dlatego niezwłocznie zabrałam swoje ręce i zeszłam z motoru. Calum również to
zrobił i odstawił swój jednośladowiec na nóżce. – Nie ma ci zimno? – zapytał dokładnie
mnie lustrując. – Jest zimno, a ty masz na sobie krótką sukienkę, nie to, że mi
się to nie podoba, bo to naprawdę kuszące, ale możesz być chora – wyrecytował
niczym regułkę, a potem zdjął swoją bluzę i mi ją podał.
-Nie musisz…
-Po prostu ją ubierz, nie chcę
mieć cię na sumieniu. – Puścił mi oczko, a ja wciągnęłam jego sweter przez
głowę. Materiał był naprawdę ciepły i sięgał mi nieco ponad kolana, poza tym
pachniał perfumami Caluma, które były naprawdę bardzo ładne.
-Coś nie tak? – zapytałam, kiedy
przyglądał mi się bez słowa. – Jestem brudna? – Odruchowo zaczęłam pocierać
dłonią usta i policzki, co wywołało kolejną fazę śmiechu u kuzyna Niny. Super,
kolejny raz udało mi się przed nim zbłaźnić.
-Nie, ja po prostu… - Wzruszył
ramionami. – Wyglądasz w niej naprawdę uroczo – wyznał z powagą w głosie, na co
zmarszczyłam brwi. – To znaczy… - Zmieszał się i głośno odchrząknął. – Chodźmy
na te zakupy. – Uśmiechnął się lekko, a potem chwycił za mój odcinek lędźwiowy
i zaprowadził w stronę drzwi wejściowych.
W środku nie było wcale dużo
ludzi, ale nie było to zdziwieniem skoro była sobota popołudniu. Ludzie na
Tybee Island przeważnie robią zakupy spożywcze w niedzielę wieczorem, kiedy nie
są tak pochłonięci pracą lub w piątek. W soboty przeważnie wszyscy odpoczywają
w swoich domach, a zwłaszcza w taką wietrzną pogodę, gdzie deszcz jest
nieunikniony i tylko czekać, aż wszystko runie.
Calum zabrał jeden z błękitnych
koszyków i idąc na równi ze mną nie odzywał się ani słowem. Nasze dłonie, co
chwila się o siebie ocierały, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Ja
chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, a on… on pewnie miał podobne
pragnienie. Wędrowaliśmy bez celu między sklepowymi alejkami, a w koszyku nic
się nie znalazło.
-Jaką lubisz? – Z zamyślenia
wyrwał mnie głos Caluma, dlatego przeniosłam na niego swój wzrok zadzierając
nieco głowę ku górze. – Chodzi mi o czekoladę. Który smak jest twoim ulubionym?
-Och… mhm, lubię gorzką –
mruknęłam niepewnie.
-Serio?! – zapytał wielce
zdziwiony, dlatego przytaknęłam. –W takim razie trzy gorzkie. – Zaśmiał się i
wrzucił dokładnie taką ilość, jaką mówił do koszyka. – Jeśli powiesz, że lubisz
jeszcze lody miętowe to…
-Lubię.
-Wyjdź za mnie – wyznał patrząc
mi prosto w oczy, a potem znowu się zaśmiał. – Jeśli będę jechał za zakupy, to
będę do ciebie dzwonił.
-Dlaczego?
-Z nudów, bo nikt nie chce ze mną
jeździć. – Wzruszył ramionami. – Przynajmniej teraz Zayn się ode mnie
odpieprzy. – Zmarszczyłam brwi na jego wyznanie. – Śmieje się ze mnie, bo
twierdzi, że mam naprawdę popieprzone upodobania żywieniowe. Mam na myśli… kto
normalny lubi lody miętowe i gorzką czekoladę? Tyle, że jak zmieszasz to
wszystko razem to jest naprawdę niebo w gębie, rozumiesz mnie, prawda?
-Tak, to jest naprawdę pyszne. –
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Przynajmniej ty jedna mnie
rozumiesz – mruknął pod nosem, a potem chwycił za moją dłoń i prowadził w
stronę kasy. Wyjął wszystkie nasze zakupy na taśmę i dorzucił do tego również
paczkę gum miętowych, prezerwatyw i dwa energy drinki. Kasjerka wszystko ze skanowała
i podała odpowiednią cenę, a Calum zapłacił i zapakował wszystko do siatki.
Wyszliśmy na zewnątrz. Chciałam
od razu podejść do motoru, ale nie było mi to dane, ponieważ Hood chwytając za
mój nadgarstek pociągnął mnie w stronę parapetu. Usiadł na nim i zachęcił mnie
do podobnego działania, dlatego (sama nie wiem, czemu) zgodziłam się. Mulat
wyjął z reklamówki dwie puszki i podał mi jedną. Otworzył swoją wcześniej
popukawszy w nią palcami, a ja swoją…, a właściwie to chciałam, ale cała
zawartość wylądowała na mojej twarzy i bluzie Caluma. To zdarzenie znowu
wywołało u niego napad śmiechu.
-Przepraszam, nie powinienem się
śmiać… - Zdołał powiedzieć przez śmiech, a ja zawstydzona zeskoczyłam z
parapetu i biegiem ruszyłam w stronę… sama nie wiedziałam dokąd biegłam,
ponieważ łzy gromadzące się w moich oczach uniemożliwiały mi dobrą orientację w
terenie.
Kolejny raz ktoś się ze mnie
naśmiewał, a ja nie potrafiłam kazać mu, żeby przestał. Było mi naprawdę
przykro, bo myślałam, że Calum chociaż w maleńkim stopniu mnie polubił, ale jak
widać pomyliłam się. Czasem zastanawiam się, że po prostu taki jest już mój
żywot – zawsze będę sama, nie będę miała przyjaciół, a Nina ma rację mówiąc, że
Beth wcale mnie nie lubi, tylko rozmawia ze mną, kiedy czegoś chce. Nina
wydawała się być jedyną osobą, która pomogła mi odzyskać ociupinkę wiary w samą
siebie, ale teraz… wszystko znowu wróciło do normalnego stanu rzeczy przez jej
kuzyna. Śmiał się, bo przydarzył mi się mały incydent. Drwił sobie ze mnie, jak
wszyscy w szkole, kiedy Liam mnie ośmieszał na każdym kroku.
-Freya, stój! – Usłyszałam nagle,
a potem drogę zastawił mi zdyszany mulat. – Nie chciałem sprawić ci przykrości,
musisz mi uwierzyć.
-Zostaw mnie. – Pociągnęłam
nosem.
-Ja po prostu już taki jestem –
wycedził przez zaciśnięte zęby przy okazji targając za swoje brązowe włosy i
przymrużając mocno powieki. – Nie chciałem wyjść na dupka.
-Nie obchodzi mnie to –
wypłakałam i chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
-Proszę, Freyo – jęknął
błagalnie, a potem bez ostrzeżenia wziął mnie w ramiona i mocno przytulił do
swojej klatki piersiowej. – Naprawdę nie chciałem. Błagam, nie płacz przez
takiego kretyna jak ja – mówił cichutko wprost do mojego ucha. – Nie jestem
wart twoich łez, poza tym jesteś zbyt ładna, żeby płakać.
Nie wiem, jak długo tak staliśmy,
ale wreszcie mój przyśpieszony oddech zwolnił, a płacz ustał, co miało
prawdopodobnie związek z tym, że kuzyn Niny gładził jedną ręką moje włosy. Uspokoiło
mnie to. Niespodziewanie Calum odsunął się nieco i spojrzał w górę. Poszłam za
jego przykładem, a po chwili kilka kropel deszczu spadło na mój nos oraz czoło.
Jedyną melodią, którą dało się usłyszeć poza kroplami odbijającymi się od masek
dwóch samochodów, czy chociażby od tego nieszczęsnego parapetu, był śmiech
Caluma. Po prostu stał, trzymał mnie w pasie, patrzył w niebo i się śmiał.
-Musimy iść – odchrząknęłam,
zwracając tym samym na siebie jego uwagę. – Będziemy chorzy.
-Zaradzę coś na to – powiedział z
uśmiechem, a potem założył mi na głowę kaptur.
-Poważnie, Cal. – Na jego ustach
pojawił się uroczy uśmiech. – Odwieź mnie do domu.
-Zaraz – oznajmił, a potem włożył
dłoń do kieszeni swojej bluzy przy okazji dotykając mojego brzucha. Wyjął
paczkę chusteczek, z której zabrał jedną i ostrożnie wytarł mi policzki. –
Okay, chodź. – Złapał za moją dłoń i powoli prowadził do swojego motoru.
Najpierw wsiadł on i schował
podpórkę, na której opierał się pojazd, a potem wsiadłam ja. Delikatnie objęłam
mulata w pasie, ale on chwycił za moje nadgarstki i wzmocnił ten uścisk.
-Trzymaj się mocno – poprosił, a
potem ruszył z piskiem opon.
Chłopak gnał bardzo szybko, a
deszcz nie ustawał tylko przybierał na sile. Nic nie było widać i byłam
naprawdę ciekawa jak Calum potrafi prowadzić. W sumie… czy on właściwie wie,
gdzie ja mieszkam? Nie wiedziałam, gdzie on mnie wiezie, ale uspokoiłam się,
kiedy zatrzymał się dokładnie przed moim domem. Szybko zeskoczyłam z
jednośladowca i ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy
poczułam, jak ktoś łapie mnie za dłoń. Odwróciłam się niechętnie i spojrzałam
na mulata, który cały przemoczony patrzył na mnie spod oklapniętych włosów.
Wyglądał jakby miał jakieś dziesięć lat. Przypominał chłopca, który wstydzi się
swojego zachowania, ale to zapewne było tylko jego image’ m.
-Zapomniałaś zabrać – powiedział,
wyciągając w moją stronę rękę, w której była tabliczka czekolady. – Naprawdę
nie chciałem cię zranić, Freyo – wyznał ze skruchą. – Wiem, że jestem totalnym
kretynem i popieprzonym idiotą, ale nigdy bym nikogo celowo nie zranił, a
zwłaszcza ciebie. Musisz mi uwierzyć. – Złapał mnie za dłoń, którą desperacko
ścisnął. – Proszę.
-Ja… - zaczęłam, ale nie
potrafiłam kontynuować. Co takiego miałam mu niby powiedzieć, skoro sama nie
wiedziałam czy mu wierzę, czy też nie? – Muszę już iść – dokończyłam
pośpiesznie, a potem wbiegłam do domu, zatrzaskując Calumowi drzwi pod nosem.
Głośno odetchnęłam, a potem ruszyłam do swojego pokoju, po czym stanęłam jak
wryta. – Beth? – zapytałam głupio, widząc zapłakaną dziewczynę w moim łóżku w
otoczeniu zużytych chusteczek. Carter miała całe opuchnięte oczy i wyglądała
naprawdę fatalnie. – Co się stało? – Powoli podeszłam do przyjaciółki, która
podniosła na mnie swoje jasnobrązowe oczy.
-Liam mnie zdradził – wyłkała.
-Tak mi przykro, Beth – wyznałam
kiwiąc głową na boki.
Powinnam jej powiedzieć prawdę.
Wyznać, że Liam wcale jej nie okłamał, a wszystko ukartowała Nina i Ashton
specjalnie dla mnie, ale bałam się, że mnie znienawidzi. Elizabeth była moją
jedyną prawdziwą przyjaciółką, która wiedziała o mnie wszystko. Wiedziała jak
wygląda sytuacja w moim domu, z moją mamą. Wiedziała o moim uczuciu do Luke’ a
(tak jak prawdopodobnie cała szkoła po wyznaniu Dunbara). Jeśli teraz bym jej
powiedziała, że wiedziałam, co planują… nie mogę stracić przyjaciółki. Nie
mogę! Dlatego przeprosiłam na chwilę Beth i poszłam się wykąpać, a kiedy już
wróciłam przebrana w dres wskoczyłam pod kołdrę obok niej i zaczęłam pocieszać,
jak najlepiej potrafiłam.
________________________________
Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię ten rozdział (prawdopodobnie ma to związek z Calumem, bo go uwielbiam ;3).
Freya zaczęła brnąć w kłamstwa i jestem ciekawa, czy jej się to opłaci i ile tak wytrzyma, ale to kiedy indziej.
Jest też list od Mike' a dla Niny, który był wysłany kilka tygodni temu, ale prawdopodobnie niczego szczególnego do życia Niny i reszty bohaterów nie wniesie...
Dziękuję wam za komentarze, ale nie ukrywam, że chciałabym, żeby było ich trochę więcej...
To chyba tyle...
Soo, see ya!!