niedziela, 14 lutego 2016

6. Young Blood




Freya

Po powrocie do domu w sobotę po południu, kiedy to mama Ashtona nas wyrzuciła, a sama pojechała z nim do szpitala, wróciłam z Niną do niej, żeby zabrać swoje rzeczy. W domu czekał na nią wściekły Zayn, który od razu zaczął krzyczeć i wyzywać ją od puszczalskich, na co dziewczyna zareagowała bardzo spokojnie, bo zwyczajnie olała sprawę i pociągnęła mnie do swojego pokoju. 
-Jak się bawiłaś, Freyo? – zapytała opadając plecami na swoje łóżko i głośno wzdychając.
-Pamiętam tylko, jak piłam ze Scottem i Alexą, a potem pustka – wyznałam zgodnie z prawdą. – Potem Scott chyba gdzieś poszedł.
-Może musiał pójść do toalety – zasugerowała cichutko, a mnie właśnie przypomniało się, że musiałam zadać jej naprawdę ważne pytanie, na które jeszcze nie udzieliła mi konkretnej odpowiedzi. Musiałam się dowiedzieć, bo ciekawość (i wyrzuty sumienia) zżerały mnie od środka.
-Nino, co zrobiliście Liamowi? – Brunetka nagle podniosła się i ze spokojem mi się przyglądała przez chwilę, aż wreszcie się ładnie się uśmiechnęła.
-Karma to suka, Freyo, a ja jej tylko pomogłam dosięgnąć tego palanta.
-Odpowiedz mi, proszę.
-Beth z nim zerwała.
-Dlaczego?! – zawołałam przerażona. Liam z Elizabeth spotykali się od dwóch lat i byli naprawdę szczęśliwi.
-Bo poszłam z nim na piętro i chciał mi się dobrać do majtek – wyznała bez wstydu, jakby to była zwykła rutynowa rzecz, jakiej doświadcza codziennie. Jakby na każdej imprezie ktoś chciałby ją wykorzystać.
-On by tego nie zrobił Beth – powiedziałam kręcąc głową na boki.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że Liam mógłby dopuścić się takiej zdrady. Rozumiem, że Nina jest piękną dziewczyną i stanęła na celowniku prawie każdego faceta w mieście, bo przecież była nową i tajemniczą nastolatką, która wydaje się wiedzieć wszystko o życiu, ale Dunbar miał już wiele adoratorek, które sam odprawiał z kwitkiem. Nie potrafię pojąć, dlaczego przestał nad sobą panować właśnie przed Niną. Mógłby zdradzić moją przyjaciółkę z Stephanie, albo Rose lub dajmy na to Rowan, jak twierdził Ashton, ale nie zrobił tego, bo kochał Elizabeth i byłam tego pewna zupełnie jak tego, że moja mama jest najbardziej psychiczną kobietą na Tybee Island.  
-Skąd ta pewność? – Siedemnastolatka zaplotła swoje dłonie i oparła je na kolanach, przyglądając mi się spod zmarszczonych brwi. – Myślisz, że to wszystko ukartowałam z Ashtonem? – Lekko zdenerwowana wstała i podeszła bliżej mnie. Teraz przypominała koalę, albo kangura, które z pozoru są słodkie, a w rzeczywistości to jedne z najniebezpieczniejszych zwierząt, które mogą nawet zabić.
Niepewnie pokiwałam pionowo głową, przełykając przy tym głośno ślinę. Bałam się w tej chwili, a serce łomotało mi tak głośno, że bałam się, że Nina może to usłyszeć.
-Zrobiłam to tylko dla ciebie. Możesz nawet zapytać Ashtona, bo próbował mi to wybić z głowy, ale uparłam się, bo… Freya, to naprawdę żałosny widok patrzeć, jak ten dupek cię traktuje, a twoje przyjaciółeczki tylko na to patrzą.
-Dlaczego taka dziewczyna, jak ty miałaby pomagać mi?
-Bo kiedyś byłam taka sama – wyznała, po czym spuściła głowę i podeszła do okna. Stała do mnie bokiem, ze skrzyżowanymi pod piersiami rękami i wyglądała przez szybę, jakby na kogoś czekając. Wyglądała jak Julia, która wygląda za Romeem. – Miałam przyjaciółkę, która mnie wykiwała. Była jedyną osobą, której prawdziwie ufałam, nawet Zayn nie wiedział o wielu rzeczach, które dzieją się w moim życiu… - Z żałosnym uśmiechem pokiwała głową na boki, jakby chciała wybić sobie ten obraz z głowy. – Zdradziła mnie i rozpowiedziała wszystko. Byłam pośmiewiskiem, ale był też ktoś wyjątkowy. – Teraz kąciki jej ust się uniosły ku górze. – Był jedyną osobą, która mnie wtedy nie osądzała jak reszta. Nie śmiał się ze mnie, tylko wspierał. Mówił, że będzie dobrze i że jakoś się ułoży, bo jest obok, ale kłamał. Przerżnął ją w damskiej toalecie, dlatego urwałam z nim kontakt. Przekonałam Zayna, że musimy wyjechać i uciekliśmy.
-Co się stało później? – zapytałam, a brunetka gwałtownie się odwróciła w moją stronę. Mimo odległości, jaka nas teraz dzieliła mogłam dostrzec jak świecą jej się oczy. Wyglądała, jakby tamowała łzy.
-Pojechaliśmy do Miami i zaczęliśmy nowe życie.
-Tak po prostu zapomniałaś o tym chłopaku? – zdziwiłam się.
-Oczywiście, że nie – zaprzeczyła, a potem podeszła do łóżka, przed którym przykucnęła i wyjęła pudło. Uniosła wieko i wyjęła jakiś pakunek. Wstała i rzuciła do mnie stosik idealnie związanych listów. – Nadal do siebie pisujemy.
-Czy maile nie byłyby wygodniejsze? – W odpowiedzi dostałam chichot.
-Jestem trochę staromodna. Wolę pisać odręcznie – zawstydzona założyła pasmo włosów za lewe ucho, po czym podeszła do szafy i wyjęła jakieś ubrania.
-Dlaczego mi to dałaś?
-Sama nie wiem, po prostu nie chcę, żebyś mnie miała za bezlitosną sukę.
-Nie mam cię za taką – zaprzeczyłam od razu, na co Nina smutno się uśmiechnęła. – Byłaś dla mnie miła, mimo, że najpierw poznałaś Luke’ a i Ashtona, którzy pewnie naopowiadali ci na mój temat różnych rzeczy.
-Ashton cię lubi. – Uniosłam brwi ze zdziwienia. – Mówię poważnie, Freya – dodała z bardziej przekonującym uśmiechem. – On po prostu tak, jak każdy człowiek w naszym wieku ma problemy.
-Skąd wiesz?
-Każdy ma problemy. – Wzruszyła barkami w powietrze, a potem powiedziała, że idzie wziąć prysznic.
Usiadłam po turecku na dużym parapecie i ostrożnie rozwiązałam wstążkę. Zabrałam pierwszy z listów i przeczytałam napis na kopercie, który był zaadresowany do Niny, jednak pod jakimś adresem w Paryżu.
Ciekawe ile razy już zmieniała miejsce zamieszkania…
Ze środka wyjęłam białą kartkę pokrytą niebieskim schludnym pismem.
2.09.2015r. Chicago
Droga Nino,
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego listu i jest mi z tego powodu wstyd, ponieważ obiecałem pisać, co najmniej dwa razy w miesiącu. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Wiele się zmieniło od mojej poprzedniej korespondencji. Coraz bardziej zaczynam odczuwać brak ciebie w moim życiu, które daje mi ostro po twarzy. Moi rodzice znowu się kłócą, a główną tego przyczyną jestem ja, bo znowu opuściłem się w nauce i zawaliłem egzaminy poprawkowe. Poza tym ostatnio przyłapałem mojego ojca na zdradzie z Puszczalską Giny. Miałaś rację, że ta wywłoka namiesza w moim życiu, ale bez obaw wczoraj ojciec ją wylał za niedopatrzenie w bazie danych, które zawaliło całe zlecenie. Był wściekły, a ja byłem dumny ze swojego talentu hakerskiego (on do wszystkiego ma to samo hasło, więc przynajmniej udawaj, że jestem genialnym włamywaczem).
Nie powiedziałem niczego mamie, bo nie chcę mieć rozbitej rodziny. Wiem, że pewnie uważasz to za niewłaściwe, ale musisz mnie zrozumieć, gdybyś ty mogła cofnąć czas i zapobiec temu, co się stało… jestem pewny, że byś do tego nie dopuściła. Dlatego jestem przekonany, że mnie zrozumiesz i wybaczysz to „męskie wsparcie” mojego pieprzonego ojca.
Tęsknię za tobą każdego dnia coraz bardziej, Nino. Chciałbym, żebyś wróciła, ale wiem, że to się nigdy nie wydarzy. Straciłem cię i już nie odzyskam. Sam sobie zasłużyłem. Zraniłem cię i mam tego świadomość. Zachowałem się jak pierwszorzędny gnój, albo kutas roku, no, bo jak wytłumaczyć, że jednego dnia całujesz dziewczynę swoich marzeń, a dzień później ulegasz jej zdzirowatej przyjaciółce i pieprzysz ją w toalecie? Nie ma dla mnie usprawiedliwienia i wiem, że mnie za to nienawidzisz, ale zawsze kochałem i będę cię kochał nawet, jeśli ty oczekujesz ode mnie tyko przyjaźni. Nic na to nie poradzę, ale cię kocham, Nino.
Muszę ci się jeszcze czymś pochwalić i wiem, że będziesz mi zazdrościć, ale będziesz również ze mnie niezwykle dumna. Potrafię wytrzymać już pięć minut w naszej grze. To niesamowite, że przez tak zwykłą czynność człowiek może poczuć się lepiej. Wystarczy zagrać, a wszystkie smutki znikają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wczoraj zagrałem, bo pokłóciłem się z mamą, a potem, kiedy zawołała mnie na kolację wszystko było lepsze. Miałem w nosie fakt, że nazwała mnie wpadką i życiowym nieudacznikiem.
Czy to nie jest ironia, że kobieta, która niczego w życiu nie osiągnęła nazywa mnie nieudacznikiem? Ja przynajmniej się staram i nie rozkładam nóg przed pierwszym lepszym kolesiem, który ma grube miliony na koncie. Moja matka to dziwka i wiesz o tym doskonale, prawda? Nadal jest mi wstyd, że nazwała cię zdzirą i będę cię za to przepraszał chyba do mojej usranej śmierci.
Na koniec chcę cię poprosić (wiem, że to graniczy z cudem, ale może jednak zmienisz zdanie), żebyś poszła ze mną na bal z okazji ukończenia szkoły. Wiem, że to dopiero za kilka miesięcy, a w tym czasie może stać się wiele rzeczy. Asteroida może uderzyć w Ziemię, mogę wpaść pod samochód, albo ty możesz popełnić samobójstwo, bo ktoś naprawdę bardzo mocno i dogłębnie cię skrzywdzi lub zawiedzie, ale musisz mi obiecać, że się pojawisz. Chcę się należycie z tobą pożegnać. Chcę sprawić, żeby nasze ostatnie spotkanie nie było takim, jak poprzednie. Pragnę, żebyś wyjechała, ale powodem nie była złość na moją osobę. Błagam, musisz mi obiecać, że się pojawisz.
Mike
Przez chwilę jeszcze wertowałam wzrokiem akapit, w którym chłopak Niny opisywał tą tajemniczą grę, aż w ostateczności poskładałam kartkę i włożyłam z powrotem do koperty. Na nowo związałam czerwonym sznureczkiem stosik białych kopert i odłożyłam na bok. W tym samym momencie z łazienki wyszła Nina. Dziewczyna była ubrana w czarne spodenki z dresu i bluzkę z logo jakiegoś rockowego zespołu. Mokre i poskręcane fale opadały jej na ramiona i piersi mocząc materiał koszulki. Na twarzy mulatki nie było ani grama makijażu i z zazdrością musiałam przyznać, że ta siedemnastolatka jest naturalnie piękna, czego nie mogłam powiedzieć o sobie.
-Jeśli chcesz możesz wziąć prysznic – powiedziała wskazując na drzwi od łazienki.
-Pójdę już do domu. – Wstałam i oddałam jej listy, po czym zabrałam swoją torbę i zbiegłam po schodach. Pech chciał, że oczywiście musiałam się potknąć i śmignąć w dół. Co dziwne nie poczułam bólu w wyniku zderzenia się z podłogą, ale to zapewne dlatego, że ktoś mnie złapał.
-Woah, chyba na mnie lecisz – zaśmiał się mój bohater, a po głosie rozpoznałam, że to Calum. Nawet nie podniosłam swojej głowy, bo policzki już zaczęły mnie piec od wstydu. Już wolałabym grzmotnąć z hukiem na podłogę, niż ośmieszać się przed kuzynem Niny. – Musisz uważać, bo te schody są krzywe, a nam nie chce się ich naprawiać – mówił dalej trzymając mnie w objęciach. – Zayn pewnie przejmie się dopiero, kiedy coś się stanie Niuni.
-Calum! – Dobiegł nas głos, którego nie potrafiłam zidentyfikować, a kilka sekund później pojawiła się przy nas jakaś ładna blondynka. – Co ty z nią robisz? – mruknęła wściekła i dopiero teraz Hood mnie puścił.
Teraz mogłam przyjrzeć się jeszcze lepiej tej dziewczynie. Mogła mieć z dziewiętnaście, góra dwadzieścia lat, a była wysoką i szczupłą blondynką o błękitnych oczach (podobnych do tych od Luke’ a). Włosy miała spięte w luźnego koka i była ubrana w filetowy t-shirt oraz czarne rurki.
-Śliczna, nie musisz być zazdrosna. – Mulat szybko cmoknął ją w usta. – Gdzie się wybierasz?
-Do pracy. Też byś mógł coś znaleźć – odpowiedziała wrednie, na co Calum wywrócił oczami.
-Więc zacznij mi płacić za zaspokajanie cię – buchnął śmiechem, a blondynka poczerwieniała ze złości. Odwróciła się i chciała odejść, ale dziewiętnastolatek klepnął ją w tyłek. – Podwiozę cię, jeśli chcesz.
-Wypchaj się, dobra? – wycedziła przez zaciśnięte zęby i wyszła trzaskając drzwiami.
-Przepraszam cię za nią – wyznał odwracając się do mnie z uśmiechem. – Wczoraj nie byłem na nią napalony i teraz ma chcicę. – Wzruszył barkami. – Tak czy inaczej, może cię odwiozę, bo idziesz do domu, prawda?
-Nie rób sobie kłopotu…
-To nie kłopot, poza tym wstąpię do sklepu po czekoladę, bo samemu nie chce mi się jechać.
-Poproś Ninę – zasugerowałam cichutko, na co Calum wyraźnie posmutniał i zaczął kiwać głową na boki.
-Jest na mnie wściekła, więc wolę się nie podkładać – oznajmił ze spuszczoną głową. – Pojedź ze mną do sklepu, a ja kupię ci za to czekoladę.
-Powinnam wracać do domu…
-Freya, nie daj się prosić i się zgódź, bo inaczej będę musiał cię uprowadzić. – Wywróciłam oczami, ale w ostateczności się zgodziłam, dlatego po kilku minutach siedziałam już na motorze i mocno obejmowałam Hooda w pasie, żeby nie spaść.
Chłopak jechał bardzo szybko i z każdym gwałtownym skrętem mocniej przyciskałam policzek do jego pleców. Modliłam się, żeby to wszystko już się skończyło. Chciałam zejść z tej przeklętej maszyny i pójść do domu, ale przecież jeszcze musieliśmy jechać do tego głupiego sklepu.
-Jesteśmy, możesz mnie już puścić. Noo, chyba, że nie chcesz, wtedy zrozumiem – rzucił z rozbawieniem, dlatego niezwłocznie zabrałam swoje ręce i zeszłam z motoru. Calum również to zrobił i odstawił swój jednośladowiec na nóżce. – Nie ma ci zimno? – zapytał dokładnie mnie lustrując. – Jest zimno, a ty masz na sobie krótką sukienkę, nie to, że mi się to nie podoba, bo to naprawdę kuszące, ale możesz być chora – wyrecytował niczym regułkę, a potem zdjął swoją bluzę i mi ją podał.
-Nie musisz…
-Po prostu ją ubierz, nie chcę mieć cię na sumieniu. – Puścił mi oczko, a ja wciągnęłam jego sweter przez głowę. Materiał był naprawdę ciepły i sięgał mi nieco ponad kolana, poza tym pachniał perfumami Caluma, które były naprawdę bardzo ładne.
-Coś nie tak? – zapytałam, kiedy przyglądał mi się bez słowa. – Jestem brudna? – Odruchowo zaczęłam pocierać dłonią usta i policzki, co wywołało kolejną fazę śmiechu u kuzyna Niny. Super, kolejny raz udało mi się przed nim zbłaźnić.
-Nie, ja po prostu… - Wzruszył ramionami. – Wyglądasz w niej naprawdę uroczo – wyznał z powagą w głosie, na co zmarszczyłam brwi. – To znaczy… - Zmieszał się i głośno odchrząknął. – Chodźmy na te zakupy. – Uśmiechnął się lekko, a potem chwycił za mój odcinek lędźwiowy i zaprowadził w stronę drzwi wejściowych.
W środku nie było wcale dużo ludzi, ale nie było to zdziwieniem skoro była sobota popołudniu. Ludzie na Tybee Island przeważnie robią zakupy spożywcze w niedzielę wieczorem, kiedy nie są tak pochłonięci pracą lub w piątek. W soboty przeważnie wszyscy odpoczywają w swoich domach, a zwłaszcza w taką wietrzną pogodę, gdzie deszcz jest nieunikniony i tylko czekać, aż wszystko runie.
Calum zabrał jeden z błękitnych koszyków i idąc na równi ze mną nie odzywał się ani słowem. Nasze dłonie, co chwila się o siebie ocierały, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Ja chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, a on… on pewnie miał podobne pragnienie. Wędrowaliśmy bez celu między sklepowymi alejkami, a w koszyku nic się nie znalazło.
-Jaką lubisz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Caluma, dlatego przeniosłam na niego swój wzrok zadzierając nieco głowę ku górze. – Chodzi mi o czekoladę. Który smak jest twoim ulubionym?
-Och… mhm, lubię gorzką – mruknęłam niepewnie.
-Serio?! – zapytał wielce zdziwiony, dlatego przytaknęłam. –W takim razie trzy gorzkie. – Zaśmiał się i wrzucił dokładnie taką ilość, jaką mówił do koszyka. – Jeśli powiesz, że lubisz jeszcze lody miętowe to…
-Lubię.
-Wyjdź za mnie – wyznał patrząc mi prosto w oczy, a potem znowu się zaśmiał. – Jeśli będę jechał za zakupy, to będę do ciebie dzwonił.
-Dlaczego?
-Z nudów, bo nikt nie chce ze mną jeździć. – Wzruszył ramionami. – Przynajmniej teraz Zayn się ode mnie odpieprzy. – Zmarszczyłam brwi na jego wyznanie. – Śmieje się ze mnie, bo twierdzi, że mam naprawdę popieprzone upodobania żywieniowe. Mam na myśli… kto normalny lubi lody miętowe i gorzką czekoladę? Tyle, że jak zmieszasz to wszystko razem to jest naprawdę niebo w gębie, rozumiesz mnie, prawda?
-Tak, to jest naprawdę pyszne. – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Przynajmniej ty jedna mnie rozumiesz – mruknął pod nosem, a potem chwycił za moją dłoń i prowadził w stronę kasy. Wyjął wszystkie nasze zakupy na taśmę i dorzucił do tego również paczkę gum miętowych, prezerwatyw i dwa energy drinki. Kasjerka wszystko ze skanowała i podała odpowiednią cenę, a Calum zapłacił i zapakował wszystko do siatki.
Wyszliśmy na zewnątrz. Chciałam od razu podejść do motoru, ale nie było mi to dane, ponieważ Hood chwytając za mój nadgarstek pociągnął mnie w stronę parapetu. Usiadł na nim i zachęcił mnie do podobnego działania, dlatego (sama nie wiem, czemu) zgodziłam się. Mulat wyjął z reklamówki dwie puszki i podał mi jedną. Otworzył swoją wcześniej popukawszy w nią palcami, a ja swoją…, a właściwie to chciałam, ale cała zawartość wylądowała na mojej twarzy i bluzie Caluma. To zdarzenie znowu wywołało u niego napad śmiechu.
-Przepraszam, nie powinienem się śmiać… - Zdołał powiedzieć przez śmiech, a ja zawstydzona zeskoczyłam z parapetu i biegiem ruszyłam w stronę… sama nie wiedziałam dokąd biegłam, ponieważ łzy gromadzące się w moich oczach uniemożliwiały mi dobrą orientację w terenie.
Kolejny raz ktoś się ze mnie naśmiewał, a ja nie potrafiłam kazać mu, żeby przestał. Było mi naprawdę przykro, bo myślałam, że Calum chociaż w maleńkim stopniu mnie polubił, ale jak widać pomyliłam się. Czasem zastanawiam się, że po prostu taki jest już mój żywot – zawsze będę sama, nie będę miała przyjaciół, a Nina ma rację mówiąc, że Beth wcale mnie nie lubi, tylko rozmawia ze mną, kiedy czegoś chce. Nina wydawała się być jedyną osobą, która pomogła mi odzyskać ociupinkę wiary w samą siebie, ale teraz… wszystko znowu wróciło do normalnego stanu rzeczy przez jej kuzyna. Śmiał się, bo przydarzył mi się mały incydent. Drwił sobie ze mnie, jak wszyscy w szkole, kiedy Liam mnie ośmieszał na każdym kroku.
-Freya, stój! – Usłyszałam nagle, a potem drogę zastawił mi zdyszany mulat. – Nie chciałem sprawić ci przykrości, musisz mi uwierzyć.
-Zostaw mnie. – Pociągnęłam nosem.
-Ja po prostu już taki jestem – wycedził przez zaciśnięte zęby przy okazji targając za swoje brązowe włosy i przymrużając mocno powieki. – Nie chciałem wyjść na dupka.
-Nie obchodzi mnie to – wypłakałam i chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
-Proszę, Freyo – jęknął błagalnie, a potem bez ostrzeżenia wziął mnie w ramiona i mocno przytulił do swojej klatki piersiowej. – Naprawdę nie chciałem. Błagam, nie płacz przez takiego kretyna jak ja – mówił cichutko wprost do mojego ucha. – Nie jestem wart twoich łez, poza tym jesteś zbyt ładna, żeby płakać.
Nie wiem, jak długo tak staliśmy, ale wreszcie mój przyśpieszony oddech zwolnił, a płacz ustał, co miało prawdopodobnie związek z tym, że kuzyn Niny gładził jedną ręką moje włosy. Uspokoiło mnie to. Niespodziewanie Calum odsunął się nieco i spojrzał w górę. Poszłam za jego przykładem, a po chwili kilka kropel deszczu spadło na mój nos oraz czoło. Jedyną melodią, którą dało się usłyszeć poza kroplami odbijającymi się od masek dwóch samochodów, czy chociażby od tego nieszczęsnego parapetu, był śmiech Caluma. Po prostu stał, trzymał mnie w pasie, patrzył w niebo i się śmiał.
-Musimy iść – odchrząknęłam, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. – Będziemy chorzy.
-Zaradzę coś na to – powiedział z uśmiechem, a potem założył mi na głowę kaptur.
-Poważnie, Cal. – Na jego ustach pojawił się uroczy uśmiech. – Odwieź mnie do domu.
-Zaraz – oznajmił, a potem włożył dłoń do kieszeni swojej bluzy przy okazji dotykając mojego brzucha. Wyjął paczkę chusteczek, z której zabrał jedną i ostrożnie wytarł mi policzki. – Okay, chodź. – Złapał za moją dłoń i powoli prowadził do swojego motoru.
Najpierw wsiadł on i schował podpórkę, na której opierał się pojazd, a potem wsiadłam ja. Delikatnie objęłam mulata w pasie, ale on chwycił za moje nadgarstki i wzmocnił ten uścisk.
-Trzymaj się mocno – poprosił, a potem ruszył z piskiem opon.
Chłopak gnał bardzo szybko, a deszcz nie ustawał tylko przybierał na sile. Nic nie było widać i byłam naprawdę ciekawa jak Calum potrafi prowadzić. W sumie… czy on właściwie wie, gdzie ja mieszkam? Nie wiedziałam, gdzie on mnie wiezie, ale uspokoiłam się, kiedy zatrzymał się dokładnie przed moim domem. Szybko zeskoczyłam z jednośladowca i ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za dłoń. Odwróciłam się niechętnie i spojrzałam na mulata, który cały przemoczony patrzył na mnie spod oklapniętych włosów. Wyglądał jakby miał jakieś dziesięć lat. Przypominał chłopca, który wstydzi się swojego zachowania, ale to zapewne było tylko jego image’ m.
-Zapomniałaś zabrać – powiedział, wyciągając w moją stronę rękę, w której była tabliczka czekolady. – Naprawdę nie chciałem cię zranić, Freyo – wyznał ze skruchą. – Wiem, że jestem totalnym kretynem i popieprzonym idiotą, ale nigdy bym nikogo celowo nie zranił, a zwłaszcza ciebie. Musisz mi uwierzyć. – Złapał mnie za dłoń, którą desperacko ścisnął. – Proszę.
-Ja… - zaczęłam, ale nie potrafiłam kontynuować. Co takiego miałam mu niby powiedzieć, skoro sama nie wiedziałam czy mu wierzę, czy też nie? – Muszę już iść – dokończyłam pośpiesznie, a potem wbiegłam do domu, zatrzaskując Calumowi drzwi pod nosem. Głośno odetchnęłam, a potem ruszyłam do swojego pokoju, po czym stanęłam jak wryta. – Beth? – zapytałam głupio, widząc zapłakaną dziewczynę w moim łóżku w otoczeniu zużytych chusteczek. Carter miała całe opuchnięte oczy i wyglądała naprawdę fatalnie. – Co się stało? – Powoli podeszłam do przyjaciółki, która podniosła na mnie swoje jasnobrązowe oczy.
-Liam mnie zdradził – wyłkała.
-Tak mi przykro, Beth – wyznałam kiwiąc głową na boki.
Powinnam jej powiedzieć prawdę. Wyznać, że Liam wcale jej nie okłamał, a wszystko ukartowała Nina i Ashton specjalnie dla mnie, ale bałam się, że mnie znienawidzi. Elizabeth była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką, która wiedziała o mnie wszystko. Wiedziała jak wygląda sytuacja w moim domu, z moją mamą. Wiedziała o moim uczuciu do Luke’ a (tak jak prawdopodobnie cała szkoła po wyznaniu Dunbara). Jeśli teraz bym jej powiedziała, że wiedziałam, co planują… nie mogę stracić przyjaciółki. Nie mogę! Dlatego przeprosiłam na chwilę Beth i poszłam się wykąpać, a kiedy już wróciłam przebrana w dres wskoczyłam pod kołdrę obok niej i zaczęłam pocieszać, jak najlepiej potrafiłam.
 ________________________________
Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię ten rozdział (prawdopodobnie ma to związek z Calumem, bo go uwielbiam ;3). 
Freya zaczęła brnąć w kłamstwa i jestem ciekawa, czy jej się to opłaci i ile tak wytrzyma, ale to kiedy indziej. 
Jest też list od Mike' a dla Niny, który był wysłany kilka tygodni temu, ale prawdopodobnie niczego szczególnego do życia Niny i reszty bohaterów nie wniesie... 
Dziękuję wam za komentarze, ale nie ukrywam, że chciałabym, żeby było ich trochę więcej... 
To chyba tyle...
Soo, see ya!!  


sobota, 6 lutego 2016

5. Remember




Ashton

Leżąc obok Niny, która jeszcze spała wpatrywałem się w sufit i zastanawiałem się, co, do cholery jest takiego niezwykłego w tej lasce, że tak mnie do niej ciągnie. Bez kitu, przecież znam ją dosłownie kilka dni, a już nie mogę normalnie funkcjonować – olewam treningi tylko po to, żeby pójść z nią na wagary, które i tak są nudne, bo Martin tylko idzie obok mnie i milczy. To popieprzone i nawet Luke mi to powtarza, ale wiem, że robi to tylko po to, aby mnie zniechęcić, bo sam chce przelecieć Ninę. Nie dostanie jej i już moja w tym głowa, bo ta lalunia jest już na moim celowniku, a ja tak łatwo nie oddam jej mojemu kumplowi. Mogę się dzielić z Hemmingsem wszystkim – ubraniami, płytami, grami, autami, ale nie podzielę się nową uczennicą, bo to jest mój Święty Gral.
Nagle po moim pokoju rozniósł się dźwięk piosenki Nirvany, a chwilę później usłyszałem zachrypnięty głos brunetki.
-Czego ty chcesz, Zayn? – wycharczała, nawet nie otwierając oczu. - … Mówiłam, że nocuję u Freyi… Nawet, jeśli piłam to nic ci do tego… Bez łaski, mogę mieszkać pod mostem, jeśli masz aż taki duży problem… A ty kutasem… Pieprz się.
Przyglądałem jej się. Wyglądała ładnie nawet bez makijażu oraz potarganych włosach. Dziewczyna przeniosła swoje oczy na moją osobę, którą dokładnie zlustrowała, a potem prawie niewidocznie uniosła kącik ust ku górze.
-Gdzie Freya? – Wywróciłem oczami. Naprawdę musiała o to zapytać? Pierwszą rzeczą, o jaką pyta widząc, że leży z nagim kolesiem w łóżku, jest jej głupia przyjaciółka?! Bez żartów!
-Dopiero wstałem – skłamałem. Dobrze wiedziałem, że Luke zajmował się Jenkins…, albo może Scott? Nie mam pojęcia, wiedziałem tylko, że na pewno jest w moim domu.
-Pójdę jej poszukać – stwierdziła brunetka, a potem podniosła się poprawiając swoją sukienkę.
-Czemu się tak uparłaś na Jenkins? – wypaliłem.
To pytanie naprawdę nie dawało mi spokoju, no, bo, po jaką cholerę Nina Martin, która jest naprawdę śliczną i pociągającą dziewczyną tak bardzo zabiegałaby o przyjaźń z Freyą Jenkins – kujonką, której nawet Beth się wstydzi? Nie potrafię tego zrozumieć. Co takiego Freya może oferować Ninie w tej przyjaźni? Czego Martin chce od Freyi?
Brunetka jedynie zbadała mnie uważnie wzrokiem, a potem wzruszyła ramionami od niechcenia.
-Lubię ją, to aż takie dziwne? – zapytała unosząc brwi ku górze.
-Tak.
-Przestań się zachowywać jak Luke – rzuciła oskarżycielsko, dlatego gwałtownie ustawiłem się do pionu. – Oboje udajecie pieprzonych luzaków, a nie radzicie sobie w życiu.
-Nie wiesz, o czym mówisz.
-Wręcz przeciwnie, Ashton – mruknęła, a później wyszła z mojego pokoju.
Zakryłem dłonią oczy, pocierając powieki kciukiem i palcem wskazującym. Nie miałem siły, a była dopiero dziewiąta rano – zdążyłem już posprzeczać się z Niną, a ten, cholerny kac nie ma serca. Czaszka chyba zaraz mi eksploduje!
Łapiąc za spodnie, które miałem ubrane wczoraj szybko wciągnąłem je na nogi, a potem niemalże zbiegłem po schodach. Wszędzie był syf. Mój dom przypominał spelunę dla meneli i byłem pewien, że nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć przed powrotem rodziców, a Luke… on na bank mi nie pomoże, bo nienawidzi sprzątać.
Nagle drzwi do domu się otworzyły, a ja wstrzymałem oddech, jeśli to rodzice… mogę już się pożegnać z samochodem i motorem. Przerażony wpatrywałem się w stronę holu, a kiedy zobaczyłem w przejściu Adama… odetchnąłem z ulgą. Był z Sam – swoją narzeczoną.
-Nie straż mnie – mruknąłem, kiedy zbadał wzrokiem cały parter.
-Przeszło tędy tornado? – wtrąciła zaniepokojona Samantha, na co wywróciłem oczami. Ta jej słodycz i wszystkie inne dodatki strasznie mnie wkurzają. To naprawdę miła dziewczyna i cieszę się, że będzie moją szwagierką, ale czasami zachowuje się jak małe, niczego nieświadome dziecko.
-Rodzice wiedzą, że urządziłeś sobie imprezę? – Uniosłem brwi na to głupie pytanie, a potem parsknąłem śmiechem.
Oczywiście, że rodzice wiedzą o tej imprezie, a ja panikuję bez powodu. Przecież zadzwonili do mnie wczoraj przed końcem zajęć i powiedzieli, że nie mogę zorganizować imprezy, dlatego byłem zły i dlatego też zrobiłem im na złość. Nikt nie będzie mi robić żmudnych nadziei, typu: Oczywiście, że możesz urządzić prywatkę!  A po kilku dniach mówił, że jednak nie mogę, bo… w sumie nie wiem, dlaczego miałem zakaz, bo nic takiego nie zrobiłem, a oni nie podali mi konkretnego powodu.
-Gdzie Ben?
-Gdzieś się pewnie szwenda. – Wzruszyłem obojętnie barkami.
Nie jestem niańką. Nie mogę pilnować bandy nastolatków, żeby nie zdemolowały mi domu i jednocześnie niańczyć jakiegoś głupiego czternastolatka, który tylko zadaje mi głupie pytania, czy może gdzieś wyjść razem ze mną i Luke’ m. Nie jestem opiekunką, poza tym nic z tej opieki nie mam.
-Wypuściłeś czternastoletnie dziecko w nocy z domu?!
-To rozsądny dzieciak. Nie sądzę, żeby nie dał sobie rady, poza tym czternastolatek, który siedzi w domu zamiast chillować z kumplami to niezły kanał. Tutaj nawet trzynastolatki puszczają się jak kartki na wietrze – wyznałem zgodnie z prawdą.
Nie raz widziałem jak te smarkule zalecają się do starszych facetów, którzy mogli by być ich ojcami, w zamian za nowy telefon, albo kolorową szmatkę. Robiły to żeby zaimponować swoim koleżankom, które też się kurwiły na prawo i lewo. Osobiście uważam, że Ben nie jest taki głupi, żeby pieprzyć takie szmaty, zresztą on buja się w naszej nowej sąsiadce.
-Ashton, czy ty jesteś normalny? – zapytał bardzo powoli mój brat.
Zachowywał się jakby mówił do jakiegoś gówniarza, a przecież dzieliły nas tylko trzy lata różnicy oraz to, że on już był jedynym z najlepszych prawników w Nowym Jorku, a ja dopiero kończyłem ogólniak i nie wiedziałem, na jakie studia powinienem pójść. Chociaż w sumie… wiedziałem, ale jestem pewien, że rodzice by tego nie poparli. W mojej rodzinie, jeśli nie idziesz na Harvard, Yale, albo inną renomowaną uczelnię to się nie liczysz. Jeśli nie jesteś prawnikiem, lekarzem, albo naukowcem (w przypadku Bena, który właśnie w tym raku miał pójść na studia w tym kierunku – mój młodszy brat, tak jak Adam jest genialnym dzieckiem rodziców), to nie masz żadnych powodów do dumy. Co z tego, że masz na swoim koncie wiele osiągnięć sportowych, albo i plastycznych… przecież z tego nie wyżyjesz. Nie wykarmisz dzieci i nie zagwarantujesz swojej rodzinie życia na wysokim poziomie, na jaki przecież zasługuje.
-Ash, gdzie masz jakieś tabletki? – Zlewając mojego brata odwróciłem się w stronę Niny, która właśnie wyjrzała z kuchni.
-Szafka nad zlewem – poinformowałem, na co odpowiedziała mi uśmiechem.
-To twoja dziewczyna? – zagaiła Samantha.
-Koleżanka – poprawiłem. – Po, co przyjechałeś, Adam?
-To też mój dom.
-To nie jest jakiś super ekskluzywny apartament na Manhattanie – wyznałem, a drzwi kolejny raz się otworzyły i do naszego rodzinnego zgrupowania dołączył zadowolony Ben. Dzieciak przywitał się z Adamem i Sam, a potem powiedział, że całą noc spędził na rozmowie z Sue (naszą sąsiadką i jego rówieśniczką), za co przybiłem z nim sztamę i pogratulowałem (to takie śmieszne, że ten smarkacz cieszy się tak ze zwykłej rozmowy, na jego miejscu od razu dobrałbym jej się do majtek).
-Stary, twoja najlepsza domówka! – zawołał Hemmings kierując się w stronę drzwi, ale drogę zastawiła mu niższa brunetka. – Czego, do cholery znowu ode mnie chcesz? – warknął wściekły blondyn krzyżując ramiona na torsie i mordując ją spojrzeniem.
-Pomożesz nam w sprzątaniu.
-To na pewno się wydarzy – rzucił z sarkazmem i chciał wyminąć Ninę, ale ta chwyciła go za koszulkę przytrzymując. – Czegoś się tak na mnie uwzięła?!
-Ja?! To ty chcesz mnie zaliczyć i zachowujesz się jak złamas, nawet w stosunku do Ashtona!
-Nie dramatyzuj.
-Nie chcesz, żeby zaczęła dramatyzować, Lucas – wycedziła przez zaciśnięte zęby, na co chytrze się uśmiechnąłem. Chciałbym to zobaczyć. Boże, możliwość zobaczenia jak mój przyjaciel staje się ofiarą niższej od siebie osoby i to w dodatku dziewczyny to byłby naprawdę komiczny widok. – Poza tym widziałeś jak wczoraj skończył Liam.
-Grozisz mi?
-Ostrzegam – poprawiła z naprawdę ładnym uśmiechem. – Posprzątaj salon. – Luke przeleciał po każdym z nas wzrokiem, a potem posłusznie poszedł do salonu. – Pójdę im pomóc. – Wskazała w kierunku pokoju dziennego.
-Im? – zapytałem szczerze zdziwiony.
-Scottowi, Alexie, Freyi, Rowan i Luke’ i.
-Nie musisz… - powiedziałem kręcąc głową na boki.
Naprawdę nie musiała tego robić. Zadzwoniłbym po jakąś ekipę sprzątającą, czy coś. Zawsze tak robiłem.
-Chcę.
-Może nas przedstawisz? – Brunetka spojrzała znudzonym wzrokiem na mojego starszego brata, a potem przeczesała włosy.
-Jestem Nina – odpowiedziała z uśmiechem, a potem pociągnęła mnie za nadgarstek do salonu, gdzie włączyła muzykę i zaczęliśmy sprzątać całą ekipą. Z czasem przyłączył się też Ben i Sam, a potem również Adam.
To było miłe… naprawdę miło spędziłem czas z moimi braćmi (jakkolwiek dziwacznie brzmi to z moich ust – nie cierpię swojej rodziny) i przyjaciółmi. Ogarnęliśmy całą chatę w kilka godzin świetnie się przy tym bawiąc – śpiewaliśmy, odstawialiśmy dzikie pląsy, które wcale nie przypominały tańca i wygłupialiśmy się, jakby nic innego poza zabawą się nie liczyło. Całą sielankę zniszczyli rodzice, którzy już od progu się kłócili o mnie. Mama mówiła, że trzeba było mi pozwolić na imprezę, a ojciec darł się, że chyba postradała zmysły, bo gdybym zrobił bibę to zdemolowałbym cały dom. Moi starsi weszli do salonu w chwili, kiedy przeskakiwałem z Niną na plecach kanapę, ale mama mnie wystraszyła i kiedy zawołała mnie po imieniu zagapiłem się i zamiast skoczyć… zaryłem jak długi na szklaną ławę, która pod ciężarem moim i Martin pękła i powbijała mi się w brzuch oraz żebra.
-Kurwa – jęknąłem z bólu, a brunetka od razu zeszła ze mnie i pomogła wstać.
-Jezu Przenajświętszy! – zawołała spanikowana mama podbiegając do mnie i odpychając moją koleżankę. – Czyś ty oszalał?! – Panikowała potrząsając mną i sprawiając mi jeszcze większy ból.
-Możesz przestać? – wysyczałem. – Nie chcę wyjść na cipę, ale mam w sobie kilka odłamków szkła, a przez ciebie kurewsko mi się wbijają w brzuch. – Kobieta natychmiast mnie puściła i oznajmiła wszem i wobec, że natychmiast jedziemy do szpitala. Wyprosiła moich znajomych, a mnie niemalże wepchnęła do samochodu. Nawet nie zdążyłem ubrać butów, nie wspominając już o tym, że jestem w samych spodniach (nie to, żebym czegoś się wstydził, jestem naprawdę świetnie zbudowany), ale nie wszystkie napalone czterdziestki muszą o tym wiedzieć, do cholery!
Moja mama jest fatalnym kierowcą, a teraz gnała jak szalona przez ulice Tybee Island wioząc mnie do szpitala, dlatego zacząłem się po cichu modlić, żeby zawiozła mnie tam w jednym kawałku, bądź, co bądź, ale chcę jeszcze trochę pożyć, mimo, że moje życie jest nieźle popieprzone.
Po zaledwie trzydziestu minutach byłem już w szpitalu, a moja matka zdążyła porozstawiać wszystkich, żeby mnie ratowali, jakbym zaraz miał umrzeć od, cholernego szkła – co ja Śpiąca Królewna jestem, żeby umrzeć od jednego ukłucia?! Co prawa ona zasnęła, ale to nie zmienia faktu, że jestem facetem, a moja mama panikuje, jakbym, co najmniej stał się ofiarą rekina, który odgryzł mi rękę. Kilka minut później facet, który przedstawił się, jako doktor Santiago zajął się mną. Na sali segregacji wykonano mi serię badań kontrolnych, dali jakieś środki uspokajające mojej mamie i po upływie dwóch godzin, które spędziłem na surfowaniu po internecie, zabrali mnie do sali zabiegowej, gdzie wreszcie wyjęli mi te kurestwo i wpakowali kilka szwów zaszywając te głębsze rany. Dostałem też zwolnienie z wychowania fizycznego, ale nie miałem w planach z niego korzystać, a zwłasza teraz, kiedy rozpoczął się sezon.
Muszę grać, bo inaczej te sieroty przegrają, a trener popadnie w alkoholizm, żona go zostawi i do końca życia będzie rzucał rzutkami w tarczę, na której przywiesi moje zdjęcie – to jego słowa, kiedy dla żartów wcisnęliśmy mu z Luke’ m, że odchodzę z drużyny. Poza tym koszykówka to jedna z najważniejszych wartości w moim życiu, coś, w czym jestem świetny i coś, w czym żaden z moich arcygenialnych braci nie jest w stanie mi dorównać.
Do domu wróciłem razem z mamą około piątej w południe, ponieważ musiała zrobić jeszcze zakupy. Musiałem nosić siatki, mimo, że mam zwolnienie z czynności wymagających używania siły fizycznej – żartuję, zawsze pomogę mojej mamie nawet, jeśli potwornie mnie wkurwia.
-Ashton! – wrzasnął ojciec, kiedy tylko pojawiłem się w salonie.
-Woah, stary nieźle – westchnął pełen podziwu Hemmings.
-Co, do cholery mówiłem o imprezie?!
-Czego się spodziewałeś? – Kiwnąłem na niego brodą. – Wyjechaliście z mamą i myślałeś, że będę grzecznie się uczył w pokoju? – parsknąłem kpiącym śmiechem. – Powinieneś wiedzieć, że…
-Zakończ tą swoją luzacką gadkę – warknął. – Oddaj mi kluczyki.
-Nie – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Niby jak mam jeździć do szkoły?!
-Na rowerze, na który się uparłeś rok temu – odgryzł się, a ja zacisnąłem wściekły szczękę oraz pięści. – No, już, kluczyki. – Zachęcał mnie gestem dłoni. – Klucze, bo inaczej możesz zapomnieć o feriach w Alpach.
-Są w kuchni – rzuciłem wkurwiony, a potem poszedłem do swojego pokoju.
Jak ten palant może mi to robić?! Co mu, do cholery zrobiłem, że aż tak mnie nienawidzi?! Nie mogłem być wpadką pod żadnym względem – pierwszy był Alex, a ostatni Ben, więc mnie razem z mamą musieli zaplanować. Może chodzi mu o to, że jestem totalnym głupkiem, bo moje oceny są okropne? Przynoszę mu wstyd tym, że jestem intelektualnym osłem i zamiast wkuwać na sprawdziany, wolę rysować. Nienawidzę swojego życia. Nienawidzę ojca, który cały czas się mnie o coś czepia. Nienawidzę moich braci, bo są mądrzy i lepiej dogadują się z rodzicami. I wreszcie nienawidzę mojej mamy, która zawsze stara się pokazać jak bardzo mnie kocha i wspiera, ale prawda była taka, że robiła to wszystko z litości. Nie potrzebuję osoby, która będzie mnie pocieszała. Nie jestem jakimś frajerem!
Nagle mój telefon zaśmiał się, dając mi tym samym znak, że dostałem nową wiadomość. Niechętnie odblokowałem ekran i kliknąłem na kopertę. Nadawcą była Nina.



Nina: Żyjesz?

Ashton: Na razie tak

Nina: Przepraszam, to moja wina, że trafiłeś do szpitala, gdybym nie wskoczyła ci na plecy i nie kazała się wygłupiać pewnie nie trafiłbyś na izbę przyjęć ;/

Ashton: Daj spokój, żyję i to nie twoja wina.

Nie dostałem więcej odpowiedzi od Martin, dlatego opadłem zmęczony na materac, po czym chwyciłem za szyję i zacząłem głęboko oddychać. 

***

Niedziela zaczęła się naprawdę przyjemnie. Świeciło słońce i dało się słyszeć ćwierkot ptaków, który (o dziwo) dziś nie irytował mnie aż tak bardzo jak zwykle.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po wstaniu z łóżka było zabranie czystych ubrań, bokserek oraz pójście do łazienki, żeby wreszcie wziąć prysznic, ponieważ wczoraj nie miałem już do tego głowy ani chęci. Stałem pod prysznicem dobre dwadzieścia minut i pozwalałem, żeby letnia woda oblewała moje ciało. Potrzebowałem tego jak tlenu. Boże, kocham brać prysznic jakkolwiek dziwacznie to brzmi. Po prostu lubię, kiedy woda po mnie spływa, a ja się relaksuję i nabieram nowych sił na resztę dnia.
Po ubraniu się, wysuszeniu włosów i umyciu zębów, zszedłem na dół, gdzie nadal walały się szczątki rozbitego stolika, ale szczerze, miałem to gdzieś. Przeszedłem do kuchni, gdzie przy dużym stole siedziała już moja rodzina. Ignorując ich, wyjąłem z lodówki mleko, a z szafki miskę i płatki. Zrobiłem sobie śniadanie, po czym usiadłem na blacie i zacząłem głośno przeżuwać. W myślach odliczałem sekundy aż wreszcie ojciec wybuchnie i mnie okrzyczy, ale nic takiego nie nastąpiło – prawdopodobnie dziś jest dzień dobroci dla zwierząt.
-Jedziemy dziś na plażę – poinformowała mnie mama, a ja się skrzywiłem.
-Zostanę w domu.
-Jedziemy razem – warknął tata odkładając kubek z  kawą na stół. – To rodzinny wyjazd.
-Nie jestem genialny jak wy, więc teoretycznie nie zaliczam się do tej rodziny.
-Ja też nie jestem bystra – wtrąciła Sam, patrząc na mnie znacząco.
-Ale twoi rodzice akceptują to, że tańczysz – mruknąłem pod nosem. – Umówiłem się już – dodałem głośniej. Naprawdę nie miałem ochoty spędzać całego dnia na plaży z tą popieprzoną rodzinką.
-Z Niną? – zagaił Ben, dlatego postanowiłem kłamać dalej.
 -Tsa, z Niną idziemy do kina, a potem na kolację – załgałem.
-Kim jest Nina? – Spojrzałem na mamę, która wydawała się naprawdę zaciekawiona osobą Martin.
-Laską, którą wczoraj staranowałaś – oznajmiłem, a potem włożyłem pustą miskę do zmywarki.
Mam serdecznie dość tej chorej rodziny. Mam dość ich wszystkich. Niech się wypchają tą całą wiedzą i w ogóle. Nie będę się dołował spędzając z nimi ostatni dzień weekendu – powinienem cieszyć się tym dniem, a nie wkurwiać.
Zabrałem ze składziku pod schodami swój plecak, a potem wziąłem ten nieszczęsny BMX i ruszyłem w stronę mostu.
Dawno nie jeździłem na tym rowerze. Kupiłem go tylko, dlatego że Luke chciał się uczyć tych wszystkich trików, a jak stwierdził, nie będzie leżał sam w szpitalu, więc lepiej jak obaj się połamiemy, przynajmniej będziemy mieli towarzystwo w szpitalnym pokoju. Hemmings to kawał
dupka, ale nie wyobrażam sobie życia bez jego przyjaźni. Prawda jest taka, że obaj mamy przesrane w życiu. Ja jestem czarną owcą wśród tych mądrali, a on… cóż odciął się od wszystkich (może zgrywał luzaka, ale to był jego sposób ochrony), bo jego starsi się rozwiedli. Ten dzieciak całkowicie stracił wiarę w świat i dlatego traktuje laski jak darmowy bank spermy – boi się zakochać, bo uważa, że będzie cierpiał jak jego matka, która nadal nie potrafi przyjąć do wiadomości, że John już nie wróci (mama Luke’ a – wspaniała kobieta, za którą chętnie bym się wziął, gdybym był starszy – wpadła w wir pracy i nie poświęcała czasu swojemu synowi, który cały czas przesiadywał u mnie). Tak czy inaczej Luke jest dla mnie jak brat i zawsze jestem w stanie rzucić wszystko i przyjść mu z pomocą, i wiem, że działa to również w drugą stronę. Znamy się od dzieciaka i cieszę się, że razem gramy – nie tylko na boisku. Jego mina była bezcenna, kiedy dowiedział się, że nasza nowa uczennica również ucieka się do takich form rozrywki, ale nie tak bardzo, kiedy Scott powiedział, że Nina ma wyższy poziom od nas.
Ta dziewczyna mnie zadziwia, a znam ją dopiero kilka dni. Zdążyłem już się z nią przelizać i spędzić dwa pełne dni na milczeniu i spacerkach, ale co nóż dowiadywałem się nowych, interesujących rzeczy o tej dziewczynie i podobało mi się to. Chciałem wiedzieć coraz więcej o Ninie Martin, która szczerze mnie zainteresowała swoją osobą. Była tak bardzo sprzeczna w całym swoim wydaniu. Jakby idealna lalka miała jakiś defekt. To tak jakby Barbie zamiast błękitnych oczu miała brązowe, albo zamiast tej różowej furki woziła się czarną. Nina wyglądała na dziewczynę, która jest niewinna, ale w rzeczywistości była twardą laską, która wiedziała, czego chce. I będąc szczerym muszę przyznać, że to mnie chyba w niej naprawdę kręciło.
Zatrzymałem się pod mostem, gdzie jakiś czas temu przyprowadziłem Martin. Wyjąłem z plecaka kilka puszek ze sprayem i zacząłem malować różne grafitii i inne kreatury. Potrzebowałem się wyżyć, a to był chyba najlepszy sposób, jaki znałem. Mogłem stworzyć, co tylko chciałem i nikt nie mógł mi tego zabronić. Tutaj mogłem być po prostu sobą i sam decydować o swoim życiu. Robiłem, coś co kocham i naprawdę się w tym zatracałem, bo naprawdę, upłynęło kilka dobrych godzin i do domu wróciłem późnym wieczorem.
 _____________________________
Wiem, że ten rozdział jest spóźniony i na dodatek do bani, noo i oczywiście krótki jak diabli, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie, bo w następnym rozdziale zamierzam się poprawić ;*

 Chciałam wam tym rozdziałem pokazać tylko namiastkę tego, co czuje Ashton o swoim życiu oraz "genialnej" rodzinie, która nawet nie stara się go zrozumieć (poza nadopiekuńczą mamą xdd). Chyba trochę mi się to udało, ale nie chciałam zdradzać znowu zbyt dużo. Nie chcę, żeby postać Asha była dla was otwartą księgą. 

Dziękuję też Anaya Tyrell za nominację, postaram się odpowiedzieć na twoje pytania najlepiej jak potrafię, ale niestety złamię zasady zabawy, ponieważ nie będę nikogo nominowała (wieczna buntowniczka to ja...), ponieważ w obecnej chwili nie czytam żadnych blogów, ale jeśli chcecie sami możecie odpowiedzieć na te pytania w komentarzach pod tym postem... TAK!! To świetny pomysł, nominuję wszystkich, którzy przeczytają ten rozdział!! 

 1) Co, jako pierwsze przyciąga twoją uwagę w książce? 
 ~Cóż... to nieco powierzchowne, bo nie ocenia się książek po okładce, ale jeśli wybieram książkę... pierwszą rzeczą jest okładka. Jeśli mi się spodoba, to czytam opis, a jeśli nie... nawet nie biorę jej do ręki. 
2) Którą postać w swoim opowiadaniu uważasz za najbardziej dopracowaną, udaną? 
~Myślę, że jest to Liam i Freya. Jejciu, uwielbiam ich!! Freya jest taką cichą myszką i jestem dumna, że stworzyłam taką postać, a z kolei Liam jest jej totalnym przeciwieństwem i też go lubię.
3) Czy jest jakieś słowo, którego nadużywasz w opowiadaniu? 
~No pewnie!! Przeważnie cały czas piszę "okay", "huh", "mhm", a teraz (w moim nowym opowiadaniu, które prawdopodobnie będę kiedyś publikować) "totalnie". 
4) Czy miałaś ochotę kiedyś kompletnie zmienić plot fabuły w swoim opowiadaniu? 
~Nie, jestem osobą, która zawsze trzyma się tego, co postanowiła. Staram się dążyć do postawionych sobie celów i niczego nie zmieniać. Czasami zdarza mi się wybierać łatwą drogę, ale raczej podejmuję się wyzwań, które sama sobie postawię. 
5) Z czego czerpiesz inspirację? 
~Huh, chyba ze wszystkiego. Z różnych postaci filmowych i serialowych, z piosenek, z otoczenia, z własnego życia (zazwyczaj główne postacie żeńskie mają drobniutką cechę ode mnie np. Freya ma moją nieśmiałość wobec chłopców, a Nina nie boi się podąć ryzyka), czy dajmy na to ze snów.  
6) Ulubione seriale. 
~Kocham cię za to pytanie!! Oglądam TO, TVD, Teen Wolf, The Shadowhunters, Dwie spłukane dziewczyny, Teorię wielkiego podrywu, Różowe lata 70 - te, czasami Skinsów i American Horror Story. 
7) Czy gdybyś tak, jak bohaterowie Lost: Zagubieni, rozbiła się na bezludnej, tajemniczej wyspie, prosto z horroru, co byś zrobiła? 
~Szczerze, to nie wiem. Nie chcę być na bezludnej wyspie. Lubię samotność, ale bez przesady muszę się kontaktować z ludźmi. Czy na tej wyspie są kanibale?? Bo nie chcę być zjedzona!! 
8) Jakiej muzyki słuchasz? 
~Huh, różnie to bywa. Słucham wszystkiego, co wpadnie mi w ucho przez rocka, pop, rap, a czasem nawet i disco polo, którym zamęcza mnie moja mama xdd 
9) Czy lubisz słuchać muzyki lub oglądać seriale, filmy w czasie pisania, czy wolisz robić to w ciszy?
~Potrafię się skupić tylko w chaosie. Muzyka gra u mnie cały czas (nawet teraz). Telewizor też jest włączony, bo lubię, kiedy coś dzieje się wokół mnie. Mogę pisać, słuchać i może nawet wpadnie mi do głowy nowy pomysł. 
10) Czy był kiedyś serial, którego nie mogłaś przestać oglądać, oglądałaś go wręcz notorycznie kilka godzin dziennie? 
~Tak, był to Teen Wolf pamiętam, że nie mogłam niczego zrobić dopóki nie skończyłam całych czterech sezonów (moja mama była wściekła, że się nie uczyłam ;')... och, i było jeszcze Eye Candy!! 
11) Był kiedyś blog, który, niezależnie od tego, ile miał rozdziałów, gdy go odkryłaś, nie mogłaś się wręcz oderwać? 
~Nope.     

A teraz pytania ode mnie dla was:
1) Jaki jest twój ulubiony kolor? 
2) Z czego czerpiesz inspirację do pisania? (jeśli piszesz)/ Jaki jest twój ulubiony blog? (jeśli tylko czytasz).
3) Jakie masz motto życiowe? 
4) Czy lubisz czytać książki? Jeśli tak, to jakie gatunki? 
5) Co robisz w wolnym czasie? 
6) Ile masz lat?
7) O czym marzysz? 
8) Co chciałabyś robić w przyszłości? 
9) Jeśli byłaby taka możliwość, to którym superbohaterem chciałabyś być? 
10) Jaki jest twój ulubiony wykonawca i dlaczego? 
11) Co robisz, żeby się zrelaksować? 

Okay, to ten... lecę spać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie te wypociny z góry ↑

Soo, see ya!!