Nina
-Niunia, wstajemy – usłyszałam nad uchem głos mojego
kochanego kuzyna, dlatego uniosłam powieki, aby zobaczyć radosną twarz Caluma.
–Miałaś wczoraj rundę?
-Może – wzruszyłam niewinnie lewym ramieniem, zagryzając
dolną wargę. – Idziesz, dziś ze mną na szejka po szkole?
-Tsa, ale o piątej muszę jechać na lotnisko odebrać Chloe.
Chodź na śniadanie, zrobiłem płatki – zmarszczyłam brwi. Płatki? Przecież Zayn
zawsze robi jajecznicę, co się do cholery odmieniło? –Wieczorem przyjechała
Danielle.
-To wiele wyjaśnia – przytaknęłam. –Co powiesz na jedną małą
rundkę przed szkołą? – na buźce Cala pojawił sie grymas zakłopotania.
-Chloe, myśli, że z tym skończyłem, dlatego na pewien czas
jestem wykluczony, ale ty baw się dobrze – cmoknął mnie w policzek, a później
go wytarł kciukiem. –Pośpiesz się, nie wypada spóźniać się drugiego dnia – niechętnie
przytaknęłam.
Dziewiętnastolatek opuścił mój pokój, dlatego podniosłam się
i podeszłam do szafy. Wyjęłam z środka czarne szorty, jeansową koszulę z
rękawem trzy czwarte oraz czarne botki do kolan, natomiast z komody czystą bieliznę.
Z ubraniami poszłam do łazienki, gdzie zafundowałam sobie szybki prysznic, a
później przygotowałam się do szkoły. Poprawiłam włosy, aby nieco zakryły
czerwone ślady na szyi i uśmiechnięta zbiegłam na dół.
Z kuchni dało się słyszeć kolejną kłótnię między Zaynem, a
Hoodie’ m, która dotyczyła tego, co dokładnie miesiąc temu. Calum był wściekły,
ponieważ musiał chodzić do szkoły, mimo iż skończył dziewiętnaście lat, ale
warunkiem jego wyjazdu z nami do Tybee Island była gwarancja ukończenia przez
niego liceum oraz podporządkowanie mojemu bratu. Oboje mieliśmy słuchać Zayna,
ponieważ gdyby nie on dalej gnilibyśmy w Salinas pod opieką mojego psychicznego
ojca.
-Zapierdalaj do tej jebanej szkoły, gówniarzu! – ryknął
wściekły dwudziestolatek, wskazując na drzwi.
-Nie wkurwiaj mnie, Martin – wycedził przez zaciśnięte zęby.
–Ostrzegam cię.
-Grozisz mi?! – parsknął kpiącym śmiechem Zayn.
-Chłopaki – mruknęłam zażenowana, a później byłam zgniatana
przez brata w stalowym uścisku.
-Jak spałaś? – wzruszyłam ramionami.
-A ty? Gdzie Danielle? – jego spięte mięśnie nieco się
rozluźniły. Na ustach zagościł lekki uśmiech zadowolenia, po którym wnioskuję,
że ostatniej nocy pieprzył i to ostro.
-Śpi – puścił mnie, po czym zajął miejsce obok Calusia i
zaczął wsuwać płatki czekoladowe z zimnym mlekiem, doprawiając papierosem. –Nie
pytałem wczoraj, jak było w szkole?
-Dobrze – poszłam za
przykładem moich braci i sama zabrałam się za zjadanie. Chrupałam głośno
brązowe kuleczki w ciszy, ponieważ żadne z nas nie miało w zwyczaju rozmawiać
przy porannym posiłku, co innego przy obiedzie czy kolacji. –Zayn, dziś kolega
zamierza mi pokazać miasto po szkole –przechyliłam głowę na prawą stronę,
dokładnie mu się przyglądając. Mulat zmarszczył brwi i połknął porcję, którą
żuł dobrą minutę.
-Pytasz mnie o zgodę? – zdziwił się, dlatego z grymasem
przekręciłam kadłubek na drugie ramię i lekko nim wzruszyłam. –Okay, tylko… no
wiesz… – ruszył brwiami, a ja pokazałam mu środkowy palec.
-Masz mnie za dziwkę?! Przecież nie dam mu dupy drugiego
dnia! – wściekła odsunęłam krzesło z hukiem i szybkim krokiem wyszłam z domu
trzaskając drzwiami.
Co za skurwiel! Za kogo on się do uważa, żeby mówić takie
rzeczy o jedynej siostrze, – chociaż nie wiadomo, bo nasz ojciec miał naprawdę
dużo panienek po śmierci mamy, a nasze mieszkanie przypominało burdel, kiedy
mieliśmy po cztery i siedem lat. Nieważne. Zayn to kutas, mimo iż bardzo go
kocham i dzięki niemu nie przechodzę codziennie przez to samo gówno, ale to nie
upoważnia go do określania mnie mianem kurwy! Tylko raz tak się upiłam, że
wylądowałam w łóżku z pierwszym lepszym gościem, a ten gnojek wypomina mi to
przy każdej okazji.
Wściekła kroczyłam w kierunku szkoły, kiedy obok mnie
zatrzymał czarny Nissan. Szyba powędrowała w dół, a moim ozom ukazał się chłopak,
którego minęłam na korytarzu, i który siedział przede mną na chemii. Nastolatek
był przystojnym brunetem o brązowych oczach i prześlicznym uśmiechu…, chociaż
bardziej powinnam powiedzieć ustach, bo jeszcze nie widziałam nawet cienia
radości u niego.
-Podwieźć cię? – jego głos był cholernie przyjemny dla ucha.
Zagryzłam dolną wargę rozważając jego propozycję, aż wreszcie przytaknęłam i
obeszłam auto oraz usadowiłam się na siedzeniu pasażera. –Scott McCall – wystawił
w moją stronę dużą dłoń, którą uścisnęłam swoją.
-Nina. Nina Martin – przytaknął. Włączył radio, a później
ruszył w stronę budy. Jechał normalnie i nie odzywał się do mnie ani słowem.
Okay, skoro nie chce ze mną rozmawiać… nie będę nawet zaczynała tematu.
Wystukiwałam stopą takt piosenki, dlatego też podróż minęła mi szybko. Kiedy
Scott zaparkował na swoim miejscu, niemalże wybiegłam z samochodu. –Dzięki za
podwózkę – mruknęłam, przeczesując grzywkę do tyłu. Przewiesiłam torbę przez
ramię i wolnym krokiem –nadal zagryzając wargę- weszłam do placówki.
Korytarz był wypełniony uczniami w różnym wieku, którzy
znowu się na mnie patrzeli. Wywróciłam oczami, po czym podeszłam do szafki,
którą mi przydzielono i wpisałam szyfr. Pociągnęłam za drzwiczki, jednak to
cholerstwo nie chciało się otworzyć. Zwinęłam dłoń w pięść, a następnie z całej
siły, jaką miałam przyłożyłam w metalową ściankę. Niestety ten gest nie
zadziałał, ponieważ nadal półka była zablokowana.
-Radzę ci uderzyć tutaj – nieznajoma ręka uderzyła poniżej
kłódeczki z kodem, a konstrukcja otworzyła się. Zadowolona odwróciłam się w
stronę mojego bohatera. Przede mną stał nikt inny jak moje marzenie.
Boże… ten cały Luke jest naprawdę słodki, ale ma marne
teksty na podryw. Już nawet ja zapodaję lepszą gadkę. Teksty typu: „Twój ojciec jest cukiernikiem, bo niezłe z
ciebie ciacho” lub „Fajne buty, dasz
się w nich przelecieć?” Są u mnie na porządku dziennym i wcale nie
potrzebuję wypić butelki piwa, żeby wyrywać w ten sposób facetów. Co lepsze,
oni to kupują i robią wszystko, o co poproszę, ale osobiście sądzę, że to
zasługa ładnej buźki i zatrzepotania rzęsami.
-Dzięki, Luke – mruknęłam i wrzuciłam torbę do sejfu, po
czym trzasnęłam pieprzoną furtką.
-Mhm, coś czuję, że nie masz dziś humoru – szedł na równi ze
mną, a ja miałam nieodpartą ochotę go uderzyć. Nie chodzi tutaj o moją niechęć
względem niego, ponieważ wydaje się być naprawdę w porządku, ale dziś należę do
osób „Nie podchodź, jeśli chcesz
przeżyć!”.
-Bo nie mam, dlatego…
-Martin! – oboje z Hemmingsem odwróciliśmy się w tym samym
momencie. W moją stronę zmierzał przystojny ciemny blondyn o orzechowych oczach
i szerokich ramionach. Był cholernie wysoki, umięśniony i uśmiechnięty od ucha
do ucha. Ashton był dziś ubrany z czarne spodnie, t-shirt w tym samym kolorze,
który opinał jego bicepsy oraz bordowe vansy. Bujne włosy miał podtrzymywane
przez bandankę, a na nosie spoczywały Rey Bany. Noo niezła stylówa, chociaż ta
wczorajsza też była całkiem fajna. –Siema – przytulił mnie, a na odwzajemniłam
gest.
-Heej – oblizałam zaschniętą wargę, na co chytrze się
uśmiechnął.
-Siemasz, Hemmo – przybił sztamę z blondynem, kiedy już mnie
puścił. –Gdzie twój kuzyn?
-Drze koty z moim bratem – Irwin parsknął śmiechem. –Zrywam
się, idziesz ze mną?
-Tsa, mogę iść – objął mnie ramieniem i wyprowadził ze
szkoły, żegnając Lucasa triumfalnym uśmieszkiem. Jego ramię było cholernie duże
i już sobie to wyobrażam jak śmiesznie musieliśmy razem wyglądać – on taki
wielki w porównaniu ze mną. Zatrzymał się dopiero przy motorze, o który oparł
się tyłkiem. –Ustalmy kilka zasad – zaciekawiona zagryzłam wargę i uniosłam
lewą brew. –Oddaj mi komórkę.
-Po, co?
-Żeby nikt nie przeszkadzał, skoro masz spędzać czas ze mną –
wzruszył ramionami jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Niepewnie wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodenek i położyłam na ogromnej
dłoni. Osiemnastolatek wcisnął oraz przytrzymał czerwony guziczek, wyłączając
tym samym urządzenie, które włożył do swojej kieszeni. –Dobra, to wszystko. Wsiadaj
– usiadł okrakiem na maszynie, a ja poszłam w jego ślady. Oparłam nogi na dwóch
podnóżkach i złapałam za jego biodra. –Eh, Martin – westchnął zawstydzony moim
tokiem myślenia, po czym złapał za nadgarstki i owinął moje ramiona wokół
swojego pasa. –Trzymaj się, Maleńka –po
tych słowach Ashton uruchomił silnik. Zaczął dodawać coraz to więcej gazu, aż
wreszcie jego pojazd stanął dęba. Wzmocniłam swój chwyt oraz wtuliłam policzek
w plecy ciemnego blondyna. Cholerny idiota!
Jechał bardzo szybko, ale było to przyjemne – przynajmniej
jechaliśmy na dwóch kołach, a nie jednym. Chryste, czy on chce mnie zabić?!
Podziwiałam mijane przez nas domy, budynki, aż wreszcie chłopak się zatrzymał.
-Dobra, schodź – wykonałam jego polecenie, a po chwili Irwie
stał obok mnie. –Ufasz mi?
-Nie – odpowiedziałam pewna swojego.
Znam go zaledwie dzień, jak miałabym mu niby zaufać? To
pytanie było nie na miejscu. Wystawił rękę w moim kierunku, a głupia Nina – niepewnie-
ale ją złapała.
-Pora się zabawić – mruknął do siebie, bardzo cicho pod
nosem i pociągnął mnie w kierunku supermarketu. Włożył monetę do wózka, a
następnie mnie, po czym wjechał nim do sklepu. –Nie zapomnisz tego dnia, Maleńka
–powiedział, odpychając się i opierając o rączkę koszyka. Nie mogłam się
powstrzymać od zaśmiania. Lubiłam takie zabawny i często z Calumem bawiliśmy
się w ten sposób w Salinas. Po chwili pojazd się zatrzymał, a Ashton wrzucił do
środka pięć tubek ze sprayem – brązowym, niebieskim, czerwonym, szarym oraz cielistym.
-Co będziesz z tym robił? –odchyliłam głowę do tyłu, aby
zobaczyć osiemnastolatka, który jedynie szeroko się uśmiechnął.
-Mówiłem, że tego dnia nie zapomnisz – wyrzucił barkami w
górę, a po chwili one opadły. –Pokażę ci jak bawi się większość takich jak my
na Tybee Island – przytaknęłam. Znów badałam wzrokiem cały market, jednakże
teraz znów zagryzałam dolną wargę, co było moim nawykiem. Ashton włożył do
środka jeszcze dwie butelki coli oraz batoniki i poszliśmy do kasy. Chłopak
zapłacił za zakupy, a później znów zarzucił ramię na moje plecy i wyprowadził z
hipermarketu, w prawej ręce trzymając siatkę. Nie wróciliśmy jednak do motoru,
ponieważ nastolatek prowadził mnie w inną stronę.
Czułam się dziwnie. Bałam się, że on wciąga mnie w inny
wymiar. Ulegałam mu pod każdym względem i byłam świadoma, iż odbije mi się to
czkawką. Mój problem polegał na tym, że za każdym razem, kiedy Irwie się
uśmiechał lub patrzył na mnie tymi orzechowymi tęczówkami wymiękłam. Poza tym
świetnie mi się z nim rozmawiało i mieliśmy tak wiele wspólnego. Kręciła nas ta
sama muzyka, surfing i mieliśmy ten sam ulubiony serial. Coś jednak mnie w nim
niepokoiło, otaczał się tajemnicą i prawdopodobnie chęć poznania jej właśnie
mnie do niego tak przyciągała. Pragnęłam wiedzieć o nim wszystko, ale tylko,
dlatego żeby wiedzieć czy moja znajomość z nim jest warta zachodu.
Ash zatrzymał się pod mostem. Spojrzałam na niego ze
zmarszczonymi brwiami, nadal zagryzając dolną część moich ust. Chłopak wskazał
na malunki graffiti, ale dalej nie rozumiałam. Okay, przyznaję były całkiem
ładne i w ogóle, lecz co, do diabła my tutaj robiliśmy?
-Łap się za to – podał mi jedną tubkę farby, którą wcześniej
wstrząsnął, a sam zabrał drugą i uczynił z nią to samo. Wcisnął guzik oraz
zaczął ozdabiać ścianę. –No rusz się, Maleńka – westchnęłam, a później zaczęłam
robić to, co on. Nie miałam jakiegoś szczególnego talentu artystycznego jak ten
obok, który w mgnieniu oka zaczął tworzyć mural, dlatego postanowiłam na
napisanie swojego imienia, które ozdobiłam. Tsa, mało oryginalne, jednak zawsze
coś, prawda? –Nie postarałaś się, Maleńka – przyjrzał mi się z uniesioną brwią.
-Spadaj – mruknęłam. –Nie wszyscy są tacy zdolni jak ty,
Irwin – w odpowiedzi dostałam głośny oraz przyjemny dla ucha śmiech blondyna.
-Pokażę ci, gdzie chodzimy na imprezy, do kawiarni i
miejsca, gdzie możesz mnie znaleźć – oblizał swoją górną wargę i zrobił to w
naprawdę seksowny sposób. –Nie zagryzaj tak tej wargi, bo zaraz cię przelecę – uniosłam
brwi z chytrym uśmieszkiem. –Chodź – kolejny raz dzisiaj objął mnie i gdzieś
prowadził. Po pewnym czasie okazało się, że wróciliśmy pod ten sam sklep, gdzie
osiemnastolatek zostawił swój sprzęt. –Wsiadaj, tak będzie szybciej – przytaknęłam.
Usadowiłam się za nim, ale tym razem objęłam go w taki sposób, w jaki mi
pokazał. Mogłabym przysiąc, że się teraz uśmiechał.
Prowadził cholernie szybko i zatrzymał się dopiero przed
klubem Island. Bez słowa zeskoczyłam
z siedzenia, co po chwili uczynił również mój nowy znajomy. Zaprowadził mnie do
lokalu, który był całkiem spory. W środku przypominało to niezłą spelunę, ale
ten klimat mi odpowiadał.
-Roy, kolejkę dla mnie i Niny – usiadł przy barze i
pociągnął mnie obok siebie. Starszy facet postawił przed nami dwa kieliszki z
bursztynową cieczą. Ashton złapał za jeden, a później zachęcił, aby wzięła
swój. Kiedy już to zrobiłam, stuknęliśmy nimi o siebie. –Za naszą znajomość – przytaknęłam
i wypiliśmy do dna. Przyjemny smak rozlał się po moim gardle. To była istna
słodycz, niczym niebo. Mmm. –Dobra, lecimy dalej, Maleńka. Roy, zajmij się moim
motorem – brunet przytaknął, a my znów byliśmy w drodze, jednak tym razem
szliśmy na piechotę.
Mijaliśmy jakieś budynki pomalowane sprayami w graffiti, a
osiemnastolatek opowiadał dokładnie, co w każdym się znajduje. Naprawdę ciekawie
wszystko opisywał, chyba naprawdę kochał to miasto lub po prostu był doskonały
aktorem i niesamowicie kłamał. Nasze dłonie, co chwila się o siebie ocierały,
ale na całe szczęście nic z tym nie robił.
Nie chcę takich akcji, że idziemy sobie spokojnie, a on
łapie mnie za dłoń splatając razem nasze palce. Faceci to świnie, Zayn jest
doskonałym przykładem, że chodzi im tylko o jedno tyle, że… ja lubię ten cały
seks bez zobowiązań. Mam jednak niesamowity problem, ponieważ zawsze te zabawy
kończą się u mnie lub u kogoś innego złamanym sercem, dlatego postanowiłam, iż
tym razem będę bardziej… damą. Nie będę od razu rzucać się na facetów, pokroju
tego całego Luke’ a czy chociażby Ashtona, którzy zapewne założyli się, który
pierwszy mnie przeleci. Chyba nie zdają sobie sprawy, że ja nie jestem jedną z
tych lasek, które skaczą z radości na takie wieści. Hemmings nie zdaje sobie sprawy,
w jakie piekło się wpakował obierając sobie mnie za cel w tej swojej gierce. Nina Martin będzie jego
marzeniem, jednak to pragnienie go zniszczy, ponieważ nie mam w planach
wskakiwać mu do łóżka, a jedynie go pomęczyć. Prędzej prześpię się z Ashtonem,
ale będzie to miało miejsce dopiero, za co najmniej miesiąc jak rozwiążę bardzo
istotną kwestę, o której ten idiota jeszcze nie wspomniał. Wyciągnę to jednak z
niego i wyśpiewa wszystko jak na spowiedzi.
-Tu przychodzimy z chłopakami się zabawić – poruszał
zawadiacko brwiami, a na jego ustach pojawił się typowy uśmiech cwaniaczka.
-Och, rozumiem szybki numerek i spadasz.
-Gramy w bilard– zaśmiał się cholernie przyjemnie dla ucha.
Jego śmiech przypominał takie rozkoszne dziecko, bez żadnych problemów, które
prowadzi beztroskie życie. Zapewne spędza cały czas ze swoimi kumplami,
rodziną… chyba mu tego trochę zazdroszczę. –Ale podoba mi się twój tok
myślenia, Maleńka – jego duża dłoń znalazła się na mojej głowie. Poczochrał
moje brązowe włosy, nadal chichrając się jakby coś brał. A może brał? Kto go
tam wie? Jedyne, czego jestem pewna w stu procentach jest to, że dziś dowiem
się najbardziej istotnych szczegółów o tym kolesiu.
-Mieszkanie z dwoma idiotami, z czego najstarszy ma
dwadzieścia lat mi się udziela, jak widzisz – uśmiechnęłam się dumna z siebie.
Tak naprawdę wiele zawdzięczam mojemu bratu i kuzynowi. Gdyby
nie Zayn nadal mieszkałabym z ojcem sadystą i jego kochanką, która… nazwijmy
rzeczy po imieniu – jest dziwką, naprawdę zarabia dupą. Zayn mi pomógł. Zawsze
mnie wspierał i wiem, że mnie kocha oraz chce dla mnie dobrego życia. Może często
dochodzi między nami do zgrzytów, cholernie bolesnych kłótni, ale jestem w
stanie oddać życie za Martina jak i również za Hooda.
Calum od piątego roku życia mieszkał u nas, ponieważ jego
rodzice zginęli w wypadku. Kiedy moja mama jeszcze żyła to wszystko było
normalnie, ale gdy umarła… nasze życie zamieniło się w piekło. Nie byłoby tak
źle, gdyby Zayn i Cal uciekając zabierali mnie ze sobą, jednak zawsze
zostawałam w domu miałam zaledwie trzy latka, a ten tyran mnie lał jakbym była
szmacianą laleczką. Nienawidzę facetów.
-Chodź, pokażę ci coś jeszcze – przesunął dłonią po moich
plecach, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. –Coś się stał…?
-Nie – zaprzeczyłam zanim skończył swoje pytanie. Nie lubię,
gdy ktoś mnie tak dotyka, mogę się zgodzić na szybkie uściski, ale nigdy na taki kontakt fizyczny.
–Prowadź – wysiliłam się na sztuczny uśmiech, który wyćwiczyłam do perfekcji.
-Okay? – mruknął zmieszany, ale szybko potrząsnął głową na boki
tym samym wracając do normalnego stanu. Będzie okay, ale nie dotykaj mnie w taki
sposób!
Prowadził mnie przez jakieś zarośla, co był istnym
koszmarem, kiedy cienkie gałązki muskały ramiona, a cholernie długa trawa
łydki. Nie odzywałam się jednak, ponieważ nie chciałam, żeby zadawał te
wszystkie głupie pytania związane z moim stanem psychicznym. Byłam przerażona,
a na domiar złego w mojej głowie pojawiał się obraz mojego okrutnego ojca.
John to największy
horror jak spotkał mnie w moim żałosnym życiu. Zawsze byłam grzeczna – do
trzynastego roku życia oczywiście, – ale to i tak nie zmieniało faktu, że
dostawałam wciry od ojca. Znęcał się nade mną – nad trzyletnim dzieckiem, które
obwiniał za śmierć swojej żony. Jak miałabym to niby zrobić?!
***
Tego dnia bawiłam się
w pokoju Zayna i Caluma. Pamiętam krzyk i błaganie o litość. Ten głos należał
do mamy, a przewlekany był głośnym płaczem oraz odgłosem świstu pasa. Nie mam
pojęcia jak długo ją lał, nie wiem, dlaczego… ale po pewnym czasie wszystko
ucichło. Zaciekawiona wyszłam z pokoju w dłoniach ściskając ulubionego misia
mojego brata, którym zakazał mi się bawić i niepewnie weszłam do salonu. Na
środku pokoju stał rozwścieczony John – dyszał bardzo głośno, jego koszula była
rozpięta, a prawej ręce ściskał pas.
-Zobacz, co zrobiłaś,
mała suko – warknął wściekły w moją stronę, a lewą kończyną wskazał na inną
część pomieszczenia, dlatego powędrowałam za nim wzrokiem. Na jasnym gumolicie
leżała nieruchoma kobieta o brązowych oczach oraz ciemnych falowanych włosach,
cała we krwi. Jej ciało było sine, a najstraszniejszą rzeczą, – która nadal śni mi się po nocach – były jej rozchylone powieki. Patrzyła na
mnie, a jej tęczówki zdawały się mówić „Uciekaj!”. Moje spojrzenie znów
powędrowało na tyrana. –To twoja wina, dlatego poniesiesz karę – niekontrolowanie
zagryzłam dolną wargę. –Chodź tutaj! – wrzasnął, a gdy ani nie drgnęłam,
podszedł i szarpnął za moje włosy rzucając tym samym na kanapę. Przerażona
mocniej wtuliłam głowę w poduszkę, a niespełna kilka sekund później przez moje
plecy przeszedł potworny ból. Krzyczałam. Krzyczałam tak głośno jak moja mama
przed paroma minutami, a może i nawet głośniej. –Nigdy więcej nie dotykaj
mojego piwa, suko! – kolejny bicz trafił prosto w odcinek lędźwiowy. Płakałam.
Słone łzy spływały po gorących policzkach i mieszały się z nawoływaniem pomocy.
–Prosiłem, żeby ta dziwka mi je przyniosła, a nie ty! – tym razem trafił w
łopatki, a moja reakcja była podobna. Błagałam, żeby przestał, bo bardzo mnie
boli. –Zamknij się! Ona już poniosła karę, teraz twoja kolej! – nie wiem jak
długo mnie katował. W pamięci mam jedynie moment, kiedy zobaczyłam zapłakanego
brata oraz kuzyna. Stali nad łóżkiem i przysięgali, że nigdy więcej do tego nie
dopuszczą. Kłamali…
***
-Heej, wszystko dobrze, Maleńka? –ułożył dłoń na moim lewym
barku i pochylił się, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
-Tak – wysiliłam się na uśmiech, a nawet i przemiły ton. –Ja
tylko… nieco kręci mi się w głowie, dasz mi minutkę?
-Jasne, chodź usiądziemy pod tym drzewem – wskazał na dużych
rozmiarów pień. Chwilę później już pod nim spoczął, a mnie pociągnął za
nadgarstek zmuszając do tego samego. Oparłam plecy oraz głowę o konar, po czym
głośno westchnęłam.
Moje życie jest tak bardo popieprzone. Mam ochotę zniknąć… chociażby
na chwilę. Wierzę, że jedna krótka runda na pewno nieco by mnie uspokoiła.
Tylko jak to zrobić, kiedy taki narwaniec siedzi obok mnie. Na pewno zacząłby
panikować, gdybym była nieprzytomna dłużej niż kilka sekund. Muszę wytrzymać do
końca tej miejscowej wycieczki, odzyskać telefon i wrócić do domu.
-Słuchaj… - spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi. –Na
pewno dobrze się czujesz? Trochę blado wyglądasz – przytaknęłam. Och, masz rację powinnam się rumienić na
myśl o ojcu sadyście. –Nie jesteś jakoś poważnie chora, no nie? – pokiwałam
przecząco głową. Poza chorobą psychiczną
oraz wstrętem do czułości fizycznych jak przytulanie, chodzenie za rączkę czy
chociażby całowanie – oczywiście po za niezobowiązującym seksem – mam ochotę
rzucić się z mostu pod rozpędzony pociąg, jestem w świetniej formie. –Zrobiłem
coś, źle?- uniosłam na niego brwi. –No wiesz… - wzruszył od niechcenia
ramionami. –Ja się tutaj produkuję, a ty milczysz i kiwasz głową.
-Jest dobrze, Ashton – uniosłam delikatnie kąciki ust ku
górze, co równie szybko odwzajemnił.
-To dobrze, Maleńka – puścił
mi oczko, a ja nie mogłam powstrzymać się od chichotu oraz pokręcenia głową –
kolejny raz – na boki z niedowierzania. –Idziemy?
-Tak, prowadź – wstaliśmy w tym samym momencie i otrzepaliśmy
swoje ubrania. Bez słowa szłam za ciemnym blondynem nadal odczuwając na skórze
witki. Nie mam pojęcia ile szliśmy przez chaszcze, ale moja radość była
ogromna, kiedy ujrzałam piasek oraz usłyszałam szum fal.
Szliśmy na plażę! Od samego początku mnie tutaj prowadził!
Gdyby tylko mi powiedział wcześniej nie musielibyśmy robić sobie odpoczynku, a
ja nie przypomniałabym sobie o ojcu – byłabym zbyt podekscytowana, ponieważ
kocham plażę. Gdy mama jeszcze żyła poszliśmy wszyscy nad Pacyfik i było naprawdę
cudownie. Zbudowaliśmy wówczas z chłopakami ogromny fort, który miał nas
chronić przed wodą obmywającą nasze stopy. To chyba jedyne pozytywne wspomnienie,
jakie mam z dzieciństwa…
-Po twojej minie wnioskuję, że ci się podoba – z szerokim
uśmiechem szybko pokiwałam twierdząco głową. –Patrz! – zawołał i wskazał dłonią
kierunek, w którym powinnam patrzeć. –Gość z lodami, chodź! – nie czekając na
moją reakcję, chwycił mnie za lewy nadgarstek i biegiem rzucił się w kierunku
faceta z wózkiem. Cholera, szybki jest. Zwolnił dopiero, gdy był zaledwie
kilkanaście centymetrów od sprzedawcy. –Poproszę czekoladowe i… jakie chcesz? –
odwrócił się do mnie wyczekując odpowiedzi. Zmarszczyłam nos i zmrużyłam oczy,
ruszając głową na boki. –No dalej, Maleńka
wybierz jakieś. Ja stawiam – uniosłam zdziwiona brwi, a on wyszczerzył oczy
prawdopodobnie orientując się, co właśnie powiedział. –W sensie… płacę – szybko
się poprawił, nadal patrząc na mnie wyczekująco. Pan lodziarz głośno
odchrząknął. –Rusz się, bo wybiorę za ciebie, a jeśli nie trafię ze smakiem… - wzruszył
obojętnie ramionami. –I tak będziesz musiała je zjeść– wywróciłam gałkami
ocznymi.
-Ciasteczkowe – Ashton przytaknął z cieniem uśmiechu i
powtórzył moje słowa sprzedawcy, który po chwili podał nam rożki. Podziękowaliśmy,
a Irwin wręczył mu trzy dolary i pięćdziesiąt centów.
-Przejdźmy się – zaproponował.
-Okay –odpowiedziałam miłym tonem.
Szliśmy po piasku, liżąc smakołyki, co chwila wybuchając
śmiechem na temat zabawnych fakcików z życia tego drugiego. Irwin opowiadał mi
o swojej przyjaźni z Luke’ m oraz przygodach, jakie im się przytrafiły. Nogi
poniosły nas na drewniane molo, które mimo wszystko było bardzo zadbane i… długie.
Wreszcie doszliśmy do końca i usiedliśmy. Zdjęliśmy buty,
które odłożyliśmy na bok, a Ash kontynuował swoją opowieść zatytułowaną „Jak to
byliśmy na imprezie, a Hemmingsowi przydarzył wypadek…”.
-… tańczył z tą laską, aż wreszcie kiwnął mi, że idą na stronę.
Nie wiem ile to trwało, bo Lukey zapiera się, iż wytrzymuje cholernie długo,
ale po jakiś dziesięciu minutach przybiegł do mnie przerażony i mówi, że ta
lalunia niemal nie odgryzła mu kutasa – zachichotałam, w czym mi zawtórnował.
–Wiesz, o wiele ładniej ci w uśmiechu.
-Nie lubię się śmiać.
-Dlaczego? – wzruszyłam barkami, które kilka sekund później
spokojnie opadły wracając do swojego normalnego stanu. –Coś się stało?
-Tak, właśnie sobie uświadomiłam, że spędziłam cały dzień z
nieznajomym – przekręciłam głowę, aby spojrzeć na osiemnastolatka, który
oblizał górną wargę. Zrobił to cholernie seksownie.
-I jak wrażenia? – kiwnął na mnie głową. Z grymasem
przekrzywiłam głowę w kierunku lewego obojczyka. –Orzesz ty! – krzyknął
oburzony, a później czekoladowe lody znalazły się na mojej twarzy.
-Oszalałeś?! – zapytałam, głośno się śmiejąc.
Co się, do diabła ze mną dzieje?! W ciągu dnia spędzonym w
towarzystwie Ashtona mam więcej napadów śmiechu, niż w ciągu całego swojego
życia. Chryste, to koszmar!
-Zasłużyłaś sobie – fuknął oburzony, krzyżując ramiona na
torsie. –Ja się tutaj staram, żeby jak najlepiej cię oprowadzić po wyspie, a
ty… krzywisz się, niewdzięcznico – uniosłam brwi. Ja, niewdzięcznicą?! Co on
pierdoli?! – Umiesz pływać? – potrząsnęłam głową. –Chodź, wracamy.
-Okay – szybko ustawiłam się do pionu, tak jak Irwie, jednak
nim zdążyłam się odwrócić nastolatek popchnął mnie i wpadłam do ciepłej wody.
Zanurzyłam się cała, zaciągając się cieczą tym samym wywołując to nieprzyjemne
uczucie. Co za dupek! Nie wynurzając się, popłynęłam pod pomost.
-Maleńka, jesteś?!
– krzyknął, starając się opanować nawałnicę swojego śmiechu. –Martin! – czyżbym
wyłapała nutkę strachu w jego głosie? –Cholera – zabluźnił pod nosem, a chwilę
później wskoczył na bombę do Atlantyku. Przez moment się nie wynurzał, lecz w
końcu to zrobił. Szybko odgarnął przyklapnięte włosy do tyłu, a kiedy jego
wzrok skierował się na moją osobę, znowu założył ręce na klatce piersiowej
zupełnie jak ja. Mordowaliśmy się spojrzeniem i żadne nie miało w planach
przerywać. –Całkowicie cię pojebało? – zapytał wściekły.
-Mnie czy ciebie? – odpysknęłam tym samym tonem.
-Myślałem, że coś ci się stało, idiotko!
-Przecież mówiłam, że potrafię pływać – wzruszyłam obojętnie
ramionami.
-Nigdy więcej tak nie rób – ostrzegł podchodząc coraz bliżej
mnie. –Mówiłem, co ci zrobię, jak będziesz przygryzała wargę, Maleńka – wymruczał,
kciukiem masując dolną część moich ust, którą natychmiast puściłam.
-To jest raczej nie możliwe.
-Czemu? – uniósł głupio jedną brew i przyglądał mi się jakby
była kosmitką, co najmniej.
-Twoja dziewczyna mogłaby się nieźle wkurzyć.
-Mhm, w takim razie dobrze, że jej nie mam, c’nie? – uśmiechnął
się dumny, ukazując parę słodkich dołeczków w policzkach. O. Mój. Boże.
-Nie kłam, bo nigdy się z tobą nie prześpię.
-Nie kłamię – uniósł barki w obojętny sposób. –Dlaczego
uważasz, że mam dziewczynę? – zmarszczył brwi oraz zagryzł dolną wargę. Niech
przestanie, bo go zaraz wykorzystam w sposób seksualny!
-Może, dlatego że masz malinki na szyi? No chyba, że… -złapałam
za jego szyję, dotykając kciukami czerwonych plamek, które były nieco większe
od moich opuszek palców. –A niech mnie – parsknęłam z niedowierzenia. –To nie
są malinki, ty…
-To są malinki – szybko zaprzeczył, nie dając mi dokończyć
wypowiedzi oraz zdzierając moje dłonie. Zaśmiałam się głośno i pokiwałam głową
na boki, dalej nie mogą uwierzyć, że on też się tak bawi.
-Dlaczego to robisz?
-O czym ty mówisz, laska?!–Ashton był cholernie zły. Już nie
przypominał tego wesołego, beztroskiego osiemnastolatka, z którym rozmawiałam
wczoraj w szkole czy chociażby dzisiejszego dnia. Teraz ciemny blondyn był wystraszony,
mimo iż starał się zakryć swój lęk złością. Znałam prawdę i Irwin doskonale o
tym wiedział. Miałam wielką satysfakcję, mogą poznać osobę z tego miasta, która
ma takie samo hobby jak ja.
-O grze…
________________________________________
Przepraszam, spóźniłam się, ale odwiedziły mnie moje kochane kuzynki, więc... siła wyższa.
Nie wiem, co myśleć o tym rozdziale, ale chyba mam wobec niego pozytywne wrażenie. Jest trochę chaotyczny, ale jest w końcu z perspektywy Niny, więc musi taki być. Chciałam wam przekazać nieco faktów z jej przeszłości i jak widać trudnego dzieciństwa, ale również jej silne więzi z bratem i kuzynem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Dziękuję wam za komentarze i zachęcam do oddawania głosów w ankiecie.
Co, do rozdziałów to następny w niedzielę i chyba przy tej niedzieli zostaniemy...
Soo, see ya!! ;**
Jeju, współczuję Ninie :x miała straszne dzieciństwo, całe szczęście, że ma Zayna i Cala.
OdpowiedzUsuńI Ashton, coś się tu kręci, ja i mój szósty zmysł to czujemy :D
Pozdrawiam cieplutko <3
Podoba mi się to opowiadanie, choć są dopiero dwa rozdziały :) Nie powiem, ale bohaterowie są cholernie intrygujący. No i oczywiście nadal ciekawi mnie ta cała gra o której ciągle mówi Nina. Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńWitam, zapraszam serdecznie na mój blog www.mytvdmaria.blog.pl Jest on dla fanów TVD :)
OdpowiedzUsuń